Co do Harry'ego.. czułam, że się obwiniał o moją chorobę. Widziałam to po nim. Za każdym razem, kiedy mnie przepraszał, powtarzałam mu, że to nie jego wina, ale nie chciał mnie słuchać. Uparł się, że powinien lepiej zaplanować nasz wieczór, bo gdyby nie ta sprawa z policją - nic by mi nie było.
Jedyną osobą, która była winna, byłam ja sama, bo nie ubrałam się wystarczająco ciepło. Do Harry'ego mimo wszystko to nie dociera.
Jak można było się też spodziewać, Zayn nie pozwolił mi iść na koncert, w czym oczywiście poparła go reszta zespołu. Powiedziałam im, żeby sobie nie żartowali , bo naprawdę czuję się lepiej i nie mogą mi przecież zabronić.
- My nie. Ale Zayn, owszem. - powiedział Louis, posyłając mi zwycięski uśmiech. Mój brat przytaknął, przypominając mi, że obecnie jestem pod jego opieką i nie mam nic do gadania.
W tamtej chwili, miałam ochotę udusić Lou wężem od odkurzacza.
W rezultacie, rozpoczęcie ich trzeciej trasy koncertowej, spędzam naburmuszona w łóżku. Na kartce zostawili mi ich numery telefonów (które już wcześniej mi podawali po dwa razy, Louis cztery) oraz kilka innych z ekipy koncertowej, w razie gdyby coś się działo. Nie zabrakło tam też numeru Simona, co momentalnie przypomniało mi wydarzenia sprzed kilku dni. Niestety, nie wywarłam na nim dobrego pierwszego wrażenia.. bo o potknięciu się przed zarządem i wyciąganiem mnie i Harry'ego z aresztu za włamanie się do biurowca, w inny sposób nie można nazwać. Jednakże, z jakiegoś powodu nie skreślił mnie na starcie. Nawet mogłabym powiedzieć, że w głębi duszy te incydenty go śmieszyły, ale nie wypadało mu się ze mnie nabijać. W każdym razie, nie miałabym mu tego za złe.
Przed momentem, w trakcie koncertu, Zayn zszedł na backstage, by dowiedzieć się jak się czuję. Zapewniłam go, że wciąż żyję i mam się całkiem dobrze. Na tyle dobrze, by w tej chwili być tam z nimi. Kazałam mu wracać do fanów, bo w końcu to ich marzeniem jest słuchanie jego głosu, nie moim.
Kiedy się rozłączyłam, poszłam do toalety, a teraz wychodzę z kuchni, zabierając ze sobą kilka (mówiąc kilka, mam na myśli dużo) przekąsek, słodyczy i całej reszty, jaka wpadła mi w ręce. Idąc już z powrotem na kanapę, mój telefon zaczął ponownie wibrować. Przeklinam pod nosem swój apetyt podczas miesiączki i zaczynam wyciągać urządzenie z kieszeni bluzy, starając się niczego nie upuścić. Leslie jak zawsze ma świetne wyczucie czasu. Dzwoniła do mnie już dwa razy dzisiejszego dnia, mówiąc, że praca w biurze jest piekielnie nudna. Powinna się cieszyć, że szef na nią leci i nie zwraca uwagi na jej prywatne telefony. Wczoraj zrobiła mu nawet dyskretnie zdjęcie i wysłała mi sms'em, bym mogła go ocenić.
Cóż, mogłabym się nudzić w każdej pracy, jeśli tylko miałabym takiego szefa.
- Właśnie kradnę wszystkie słodkości Nialla z szafki. Jak myślisz, obrazi się jeśli zjem wszystko? Mam nadzieję, że nie. Okres jest raczej dobrym wytłumaczeniem, choć nie jestem do końca przekonana, no bo wiesz.. - przerywam na moment, by przycisnąć ramię do telefonu i móc przejść do salonu. - z facetami nigdy nie wiadomo, nie?
Siadam na kanapie, rzucając obok siebie cały prowiant i zagrzebuję się w puchaty koc. Po drugiej stronie słuchawki słyszę chichot. Wzdycham do telefonu, słysząc głośne rozmowy w tle.
- Czyżby Pan Przystojniak na horyzoncie? - wiercę się, szukając sobie wygodnej pozycji. - Ale wiesz, że ja też nie mogę narzekać, Mam baaaardzo przyzwoite widoki.. - uśmiecham się pod nosem.
Przerzucam kanały, próbując znaleźć coś bardziej interesującego niż 'Z kamerą u Kardashianów'.
- To całkiem miłe, że tak o mnie mówisz.
Słysząc rozbawiony, niski głos, zamieram. Wciągam gwałtownie powietrze i odciągam telefon od ucha, by zerknąć na imię na wyświetlaczu.
Harry.
Harry, Harry, Harry.
Krzywię się. Dlaczego nie popatrzyłam kto dzwoni?
- Yhm, cześć Harry. Myślałam, że to Leslie - mówię, nerwowo chichocząc. Mam ochotę uderzyć się w twarz.
- Domyśliłem się.
Nawet nie stara się być poważny. Niemal widzę jak się ze mnie nabija. Cieszę się, że nie może zobaczyć mojej twarzy. Spaliłabym się ze wstydu.
- Taaak, cóż.. - boże, to takie upokarzające. - Mówiąc widoki, miałam na myśli Londyn, oczywiście. - udaje mi się wyjąkać.
- Oczywiście. - powtarza po mnie sarkastycznie. Wzdycham.
- Dobra.
Śmieje się, a ja nie mogę się powstrzymać od przewrócenia oczami.
- Powiedziałabym, że miło że dzwonisz, ale póki co, wcale nie sprawiasz, że tak jest.
- Przepraszam. Nie chciałem. - tak naprawdę to chciałeś, wiem. - Jak się czujesz?
- W porządku. Zayn dzwonił przed momentem. Nie mówił wam?
- Mówił, ale musiałem cię usłyszeć.
Serce wyrywa mi się z piersi, słysząc to wyznanie.
- Ohh.. - sapię niespodziewanie - ..okej.
Słyszę ogłuszające krzyki w tle. Harry jest chyba równie zmieszany co ja.
- Więęc.. jak koncert? - wiem, że powinnam powiedzieć mu to, że powinien się rozłączyć, bo go potrzebują, ale w tej chwili jestem zbyt samolubna.
Mówi, że był niesamowity. Właśnie zeszli ze sceny i zaraz idą za kulisy do fanów. Opowiada, że życzyli mi powrotu do zdrowia. Nie zwracam nawet uwagi na to, skąd mogą o tym wiedzieć. Skupiam się na jego ochrypłym głosie i na tym, jak bardzo jest podekscytowany. Żałuję, że nie mogę teraz być tam z nim.
Z nimi.
Nie mogę być tam z nimi - poprawiam się.
- Masz jeszcze jakieś dwie godziny na zatarcie śladów po słodyczach Nialla, zanim będziemy w mieszkaniu.
- Ah, dobra! Wrzucę papierki pod twoje łóżko i powiem, że to twoja sprawka - chichocze.
Nie powinnam cieszyć się tak bardzo, że go rozbawiłam, jak się cieszę.
Słyszę, że ktoś go woła, na co odpowiada, że zaraz będzie gotowy.
- Idź, Harry! Fani są teraz ważniejsi - schlebia mi to, że chce ze mną rozmawiać, ale nie może zapominać o innych sprawach. Następne słowa wypowiada tak cicho, że nie mam nawet pewności, czy się nie przesłyszałam.
- Nie, to ty jesteś dla mnie najważniejsza, Hails.
Ciało mam odrętwiałe, a chwilę później, telefon roztrzaskuje się na części o podłogę. Rzucam się ku niemu, ale jest już za późno. Ręce mi się trzęsą, gdy składam razem wszystkie elementy, ale to na nic. Próbuję go włączyć, lecz rozbity ekran nie wróży nic dobrego.
Moje przypuszczenia się sprawdzają, gdy na wyświetlaczu pojawia się czarna plama u dołu ekranu. Odczekuję chwilę i liczę, że może coś się stanie, ale nic z tego. Kładę go na stoliku i wzdycham.
I nie robię tego z powodu zniszczonej komórki, a wyznania Harry'ego. Intuicja podpowiada mi, że myślał, że tego nie usłyszę i specjalnie ściszył wtedy głos.
Ale słyszałam. I nie mogę nic poradzić na to, że Harry nieświadomie po raz kolejny pozwala mi myśleć, że znaczę dla niego coś więcej.
Ktoś więcej, niż tylko młodsza siostra jego przyjaciela.
Idę na górę do pokoju Harry'ego. Odchylam lekko kołdrę i kładę się z boku. Pościel wciąż jest przesiąknięta jego zapachem.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jest przy mnie. Leży obok i otula mnie swoim ramieniem tak, jak wczorajszej nocy.
- Ohh.. - sapię niespodziewanie - ..okej.
Słyszę ogłuszające krzyki w tle. Harry jest chyba równie zmieszany co ja.
- Więęc.. jak koncert? - wiem, że powinnam powiedzieć mu to, że powinien się rozłączyć, bo go potrzebują, ale w tej chwili jestem zbyt samolubna.
Mówi, że był niesamowity. Właśnie zeszli ze sceny i zaraz idą za kulisy do fanów. Opowiada, że życzyli mi powrotu do zdrowia. Nie zwracam nawet uwagi na to, skąd mogą o tym wiedzieć. Skupiam się na jego ochrypłym głosie i na tym, jak bardzo jest podekscytowany. Żałuję, że nie mogę teraz być tam z nim.
Z nimi.
Nie mogę być tam z nimi - poprawiam się.
- Masz jeszcze jakieś dwie godziny na zatarcie śladów po słodyczach Nialla, zanim będziemy w mieszkaniu.
- Ah, dobra! Wrzucę papierki pod twoje łóżko i powiem, że to twoja sprawka - chichocze.
Nie powinnam cieszyć się tak bardzo, że go rozbawiłam, jak się cieszę.
Słyszę, że ktoś go woła, na co odpowiada, że zaraz będzie gotowy.
- Idź, Harry! Fani są teraz ważniejsi - schlebia mi to, że chce ze mną rozmawiać, ale nie może zapominać o innych sprawach. Następne słowa wypowiada tak cicho, że nie mam nawet pewności, czy się nie przesłyszałam.
- Nie, to ty jesteś dla mnie najważniejsza, Hails.
Ciało mam odrętwiałe, a chwilę później, telefon roztrzaskuje się na części o podłogę. Rzucam się ku niemu, ale jest już za późno. Ręce mi się trzęsą, gdy składam razem wszystkie elementy, ale to na nic. Próbuję go włączyć, lecz rozbity ekran nie wróży nic dobrego.
Moje przypuszczenia się sprawdzają, gdy na wyświetlaczu pojawia się czarna plama u dołu ekranu. Odczekuję chwilę i liczę, że może coś się stanie, ale nic z tego. Kładę go na stoliku i wzdycham.
I nie robię tego z powodu zniszczonej komórki, a wyznania Harry'ego. Intuicja podpowiada mi, że myślał, że tego nie usłyszę i specjalnie ściszył wtedy głos.
Ale słyszałam. I nie mogę nic poradzić na to, że Harry nieświadomie po raz kolejny pozwala mi myśleć, że znaczę dla niego coś więcej.
Ktoś więcej, niż tylko młodsza siostra jego przyjaciela.
Idę na górę do pokoju Harry'ego. Odchylam lekko kołdrę i kładę się z boku. Pościel wciąż jest przesiąknięta jego zapachem.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jest przy mnie. Leży obok i otula mnie swoim ramieniem tak, jak wczorajszej nocy.
Z ciemności powoli wyłaniał się chłopak o kręconych włosach i zadziornym uśmiechu. Kiedy patrzył na kogoś, kogo dostrzec nie mogłam, w jego policzkach pojawiały się dołeczki. Jego spojrzenie było przepełnione emocjami, o których jak myślał, wiedział tylko on.
Ale tak nie było.. bo w sposobie jaki na nią patrzył, było zbyt wiele podobieństwa.
Mówi się, że zielony to kolor nadziei. Jego oczy były dokładnie takie, kiedy obserwował dziewczynę, która dla mnie powoli stawała się coraz wyraźniejsza.
Patrzył na nią i myślał, jak by to było spędzić z nią resztę życia. Być jedynym, który miałby prawo budzić się u jej boku każdego dnia i móc całować na dzień dobry.
Zastanawiał się, jak by to było stanąć przed nią i wyznać, że jest całym jego życiem.
Układał sobie słowa, które powiedziałby jej, gdyby tylko znalazł w sobie więcej odwagi.
'Bóg dał mi serce, bym kochał. Mogłem je zatrzymać, ale mogłem obdarzyć nim jedną osobę. Oddałem ci je, by nigdy więcej nie otrzymać go z powrotem.
Teraz przychodzę do Ciebie, by dowiedzieć się czy wciąż je masz. I jestem cholernie przerażony, że mogłaś nie zwrócić uwagi, kiedy ci je dałem.
Taka myśl jest dla mnie lepsza.
Nie chcę wiedzieć, że świadomie pozwoliłabyś, by leżało u twoich stóp.'
Ale tak nie było.. bo w sposobie jaki na nią patrzył, było zbyt wiele podobieństwa.
Mówi się, że zielony to kolor nadziei. Jego oczy były dokładnie takie, kiedy obserwował dziewczynę, która dla mnie powoli stawała się coraz wyraźniejsza.
Patrzył na nią i myślał, jak by to było spędzić z nią resztę życia. Być jedynym, który miałby prawo budzić się u jej boku każdego dnia i móc całować na dzień dobry.
Zastanawiał się, jak by to było stanąć przed nią i wyznać, że jest całym jego życiem.
Układał sobie słowa, które powiedziałby jej, gdyby tylko znalazł w sobie więcej odwagi.
'Bóg dał mi serce, bym kochał. Mogłem je zatrzymać, ale mogłem obdarzyć nim jedną osobę. Oddałem ci je, by nigdy więcej nie otrzymać go z powrotem.
Teraz przychodzę do Ciebie, by dowiedzieć się czy wciąż je masz. I jestem cholernie przerażony, że mogłaś nie zwrócić uwagi, kiedy ci je dałem.
Taka myśl jest dla mnie lepsza.
Nie chcę wiedzieć, że świadomie pozwoliłabyś, by leżało u twoich stóp.'
Wyobrażał sobie, jak klęka przed nią...
Nadzieja miłości, którą zdradzały jego oczy, kiedy spoglądał na blondynkę o długich nogach, była mi zbyt znajoma. Bo ktoś w identyczny sposób, patrzył na niego.
Nadzieja miłości, którą zdradzały jego oczy, kiedy spoglądał na blondynkę o długich nogach, była mi zbyt znajoma. Bo ktoś w identyczny sposób, patrzył na niego.
A tą osobą jestem ja. Lecz on kocha inną.
Patrzę na niego i myślę, jak bardzo chciałabym być nią.
To ty jesteś dla mnie najważniejsza, Hails..
..jesteś najważniejsza..
W tle słyszę dziwny huk. Ktoś krzyczy. Obraz w mojej głowie traci ostrość. Harry i Taylor powoli znikają mi z pola widzenia. Donośny głos, który niesie się echem w mojej głowie jest coraz bliżej. Nie jestem świadoma tego, co się dzieje, dopóki nie budzi mnie trzask drzwi uderzających o ścianę.
*Harry*
Zbiegam po schodach ewakuacyjnych przez tylne wyjście, najszybciej jak tylko mogę. To pojebane, że muszę się ukrywać. Gdyby fanki mnie zobaczyły, nawet ochroniarze nie potrafiliby mi pomóc dotrzeć do samochodu tak szybko, jakbym tego chciał.
Popycham ciężkie drzwi, prowadzące na zewnątrz. Rozglądam się dookoła, czy nie ma żadnych dziewczyn, ale na szczęście żadnej nie zauważam. Z doświadczenia wiem, że wystarczy chwila, by zleciał się ich cały tłum. Mimo, że je kocham, czasami jest to uciążliwe, że nie potrafią zrozumieć, że jestem tylko człowiekiem i czasami nie mogę sprostać ich oczekiwaniom.
W momencie gdy naciskam na pilocie guzik i zamek otwiera się z kliknięciem, słyszę swoje imię.
- Harry! - blondynka przebiega przez drogę wyraźnie zirytowana. - Co ty wyprawiasz?
- Taylor, nie teraz.. - warczę, nie odwracając się nawet w jej stronę.
Chłopaki najwidoczniej jej nic nie powiedzieli. Powiadomiłem ich, że muszę wracać do mieszkania. Rozmawiałem z Hailey przez telefon i nagle coś nas rozłączyło. Dzwoniłem do niej kilkanaście razy, ale odpowiada mi poczta głosowa. Nie wiem co mam o tym myśleć, ale boję się, że coś się stało. Wiedziałem, że nie powinniśmy zostawiać jej samej w mieszkaniu.
..jesteś najważniejsza..
W tle słyszę dziwny huk. Ktoś krzyczy. Obraz w mojej głowie traci ostrość. Harry i Taylor powoli znikają mi z pola widzenia. Donośny głos, który niesie się echem w mojej głowie jest coraz bliżej. Nie jestem świadoma tego, co się dzieje, dopóki nie budzi mnie trzask drzwi uderzających o ścianę.
*Harry*
Zbiegam po schodach ewakuacyjnych przez tylne wyjście, najszybciej jak tylko mogę. To pojebane, że muszę się ukrywać. Gdyby fanki mnie zobaczyły, nawet ochroniarze nie potrafiliby mi pomóc dotrzeć do samochodu tak szybko, jakbym tego chciał.
Popycham ciężkie drzwi, prowadzące na zewnątrz. Rozglądam się dookoła, czy nie ma żadnych dziewczyn, ale na szczęście żadnej nie zauważam. Z doświadczenia wiem, że wystarczy chwila, by zleciał się ich cały tłum. Mimo, że je kocham, czasami jest to uciążliwe, że nie potrafią zrozumieć, że jestem tylko człowiekiem i czasami nie mogę sprostać ich oczekiwaniom.
W momencie gdy naciskam na pilocie guzik i zamek otwiera się z kliknięciem, słyszę swoje imię.
- Harry! - blondynka przebiega przez drogę wyraźnie zirytowana. - Co ty wyprawiasz?
- Taylor, nie teraz.. - warczę, nie odwracając się nawet w jej stronę.
Chłopaki najwidoczniej jej nic nie powiedzieli. Powiadomiłem ich, że muszę wracać do mieszkania. Rozmawiałem z Hailey przez telefon i nagle coś nas rozłączyło. Dzwoniłem do niej kilkanaście razy, ale odpowiada mi poczta głosowa. Nie wiem co mam o tym myśleć, ale boję się, że coś się stało. Wiedziałem, że nie powinniśmy zostawiać jej samej w mieszkaniu.
Kiedy Taylor szarpie mnie za ramię, jestem zmuszony się zatrzymać.
- Oszalałeś?! Co jest tak ważnego, żeby opuszczać spotkanie z fanami?
Moje milczenie jest chyba wystarczającą odpowiedzią, bo jej wyraz twarzy gwałtownie się zmienia ze zdezorientowania na wściekłość.Ale nie większą, niż moja względem niej.
- Oszalałeś?! Co jest tak ważnego, żeby opuszczać spotkanie z fanami?
Moje milczenie jest chyba wystarczającą odpowiedzią, bo jej wyraz twarzy gwałtownie się zmienia ze zdezorientowania na wściekłość.Ale nie większą, niż moja względem niej.
- Jedziesz do niej, prawda? - opuszcza ręce wzdłuż ciała, zaciskając dłonie w pięści, co nie umyka mojej uwadze.
Zupełnie nie rozumiem jej zachowania. Co w tym dziwnego, że martwię się o Hailey?
- Spieszę się. - mówię wymijająco i otwieram drzwi kierowcy, próbując wsiąść do samochodu, jednak ona przytrzymuje je ręką.
Zupełnie nie rozumiem jej zachowania. Co w tym dziwnego, że martwię się o Hailey?
- Spieszę się. - mówię wymijająco i otwieram drzwi kierowcy, próbując wsiąść do samochodu, jednak ona przytrzymuje je ręką.
Jeżeli zaraz jej stamtąd nie zabierze, ja to zrobię.
- Kim ona jest, że bez powodu rzucasz dla niej wszystko?! - jej głos przepełniony jest jadem, kiedy mierzy mnie wzrokiem. Zaciskam szczękę i odwracam się twarzą do niej.
- Kimś, kim ty nigdy nie będziesz. - warczę, nie przejmując się sposobem, w jaki się do niej odnoszę. Nie tym razem.
- Kim ona jest, że bez powodu rzucasz dla niej wszystko?! - jej głos przepełniony jest jadem, kiedy mierzy mnie wzrokiem. Zaciskam szczękę i odwracam się twarzą do niej.
- Kimś, kim ty nigdy nie będziesz. - warczę, nie przejmując się sposobem, w jaki się do niej odnoszę. Nie tym razem.
- I nie zapominaj, że tak naprawdę łączą nas sprawy czysto zawodowe - syczę.
Cofa się o krok, zaskoczona moimi słowami. Ja sam jestem nimi zdziwiony, bo nigdy nie powiedziałem jej tego w taki sposób. Nie myślałemt nawet, że tak uważam. Dopóki nie poznałem Hailey.
- Simon dowie się o wszystkim.. - już wie, dodaję w myślach.
- Simon dowie się o wszystkim.. - już wie, dodaję w myślach.
Zayn też chciał jechać, ale Simon pozwolił wyjść tylko jednemu z nas. Zdziwiłem się, gdy Malik poklepał mnie po ramieniu i kazał zadzwonić jak tylko się czegoś dowiem. Sądziłem, że to on pojedzie - ..zarząd zresztą też. - dodaje, gdy widzi, że nie robi to na mnie wrażenia i siedzę już w samochodzie. Zanim zamykam drzwi, patrzę na nią po raz ostatni i zastanawiam się, co ja w niej widziałem.
- Świetnie. Może w końcu definitywnie rozwiążemy to gówno, którego nie zamierzam dłużej ciągnąć.
Kiedy odjeżdżam, widzę w lusterku jak pokazuje mi środkowy palec. Nie mogłoby mnie to mniej obchodzić.
Droga do mieszkania normalnie zajmuje mniej niż godzinę, dlatego zwiększam prędkość na niemal trzykrotnie większą niż dozwolona. Kilka razy zauważam błysk flesza, kiedy radar robi mi zdjęcia, ale w dupie mam ile dostanę mandatów, bo dzięki temu w ciągu dwudziestu minut jestem na miejscu. Biegnę po schodach na czwarte piętro. Nie mam czasu czekać na windę.
Wchodzę do mieszkania, kierując się prosto do salonu, gdzie ostatnio (jak wywnioskowałem z rozmowy) była Hailey. Moja panika rośnie, kiedy nie ma dostrzegam jej w zasięgu wzroku. Wołam jej imię raz po raz, ale odpowiada mi głucha cisza.
Jej pokój.
Pokonuję po dwa schody na raz, kierując się w stronę wcześniej wspomnianego miejsca. Moja klatka zapada się, kiedy widzę, że są otwarte, a w środku nie ma nikogo. W nerwowym geście przeczesuję palcami swoje włosy, ciągnąc za końce.
Cholera, cholera, cholera.
Gdzie ona może być?
Nic nie przychodzi mi na myśl, poza..
Odwracam się w drugą stronę i naciskam klamkę, popychając drzwi z taką siłą, że aż dziwię się, że nie wypadły z zawiasów. Uderzają o ścianę z hukiem w momencie, kiedy przekraczam próg.
I wtedy ją zauważam. Leży na moim łóżku, skulona, tuląc głowę do poduszki. A przynajmniej to robiła, do momentu, kiedy się tu nie zjawiłem.
Ogarnia mnie ulga.
Potworna ulga, zalewająca całe moje ciało.
- Świetnie. Może w końcu definitywnie rozwiążemy to gówno, którego nie zamierzam dłużej ciągnąć.
Kiedy odjeżdżam, widzę w lusterku jak pokazuje mi środkowy palec. Nie mogłoby mnie to mniej obchodzić.
Droga do mieszkania normalnie zajmuje mniej niż godzinę, dlatego zwiększam prędkość na niemal trzykrotnie większą niż dozwolona. Kilka razy zauważam błysk flesza, kiedy radar robi mi zdjęcia, ale w dupie mam ile dostanę mandatów, bo dzięki temu w ciągu dwudziestu minut jestem na miejscu. Biegnę po schodach na czwarte piętro. Nie mam czasu czekać na windę.
Wchodzę do mieszkania, kierując się prosto do salonu, gdzie ostatnio (jak wywnioskowałem z rozmowy) była Hailey. Moja panika rośnie, kiedy nie ma dostrzegam jej w zasięgu wzroku. Wołam jej imię raz po raz, ale odpowiada mi głucha cisza.
Jej pokój.
Pokonuję po dwa schody na raz, kierując się w stronę wcześniej wspomnianego miejsca. Moja klatka zapada się, kiedy widzę, że są otwarte, a w środku nie ma nikogo. W nerwowym geście przeczesuję palcami swoje włosy, ciągnąc za końce.
Cholera, cholera, cholera.
Gdzie ona może być?
Nic nie przychodzi mi na myśl, poza..
Odwracam się w drugą stronę i naciskam klamkę, popychając drzwi z taką siłą, że aż dziwię się, że nie wypadły z zawiasów. Uderzają o ścianę z hukiem w momencie, kiedy przekraczam próg.
I wtedy ją zauważam. Leży na moim łóżku, skulona, tuląc głowę do poduszki. A przynajmniej to robiła, do momentu, kiedy się tu nie zjawiłem.
Ogarnia mnie ulga.
Potworna ulga, zalewająca całe moje ciało.
Hailey otwiera szeroko oczy i patrzy na mnie w szoku. A ja staram się przestać zastanawiać nad tym, dlaczego moje serce bije tak szybko na myśl, że zasnęła w moim pokoju.
*Hailey*
Siadam gwałtownie na łóżku, odsuwając od siebie kołdrę.
Nie powinien mnie tu widzieć.
W ogóle nie powinnam tu przychodzić. Nie wiem dlaczego to zrobiłam.
- Harry.. - mój głos drży z niepewności - co się stało? Wyglądasz na zdenerwowanego..
Wpada tu, niemal rozwalając drzwi, a ja mówię coś takiego. Oczywiście, że coś się musiało wydarzyć.
Harry odchyla głowę do tyłu, wypuszczając ze świstem powietrze z ust, jakkby dopiero teraz mógł swobodnie odetchnąć.
- Dlaczego nie odbierałaś moich telefonów? - pyta, splatając ręce na karku i przenosząc na mnie swój wzrok - dzwoniłem chyba z milion razy.
Upuściłam telefon, kiedy powiedziałeś mi, że jestem dla ciebie bardzo ważna. Próbowałam go naprawić, bym mogła do Ciebie oddzwonić i zapytać czy się nie przesłyszałam, ale się nie udało.
- Zepsuł mi się telefon - mówię zamiast tego. Jestem niemal pewna, że na moich policzkach pojawiają się rumieńce, z powodu niedopowiedzianej reszty.
Harry wzdycha i siada obok mnie na materacu.
- Martwiłem się.
Nie mogę nic poradzić na szybsze bicie serca.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Bałem się, że coś się stało.
- Martwiłem się.
Nie mogę nic poradzić na szybsze bicie serca.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Bałem się, że coś się stało.
- Chciałam do ciebie oddzwonić, ale nie miałam jak. Przepraszam. - mówię z przepraszającym uśmiechem. Potakuje głową i wyciąga telefon z kieszeni. Informuje mnie, że chłopcy kazali mu wysłać sms'a, czy wszystko w porządku. Kiedy chowa urządzenie, patrzy na mnie intensywnie. W jego oczach, dostrzegam wszystkie te uczucia, o których mówi. Niesamowite.
Przyznaję się przed sobą, że mam cholerną ochotę, by go pocałować, kiedy otwiera się przede mną. Zaskakuje mnie, gdy zwraca się do mnie niepewnie.
- Mogę cię o coś zapytać? Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj.
- Jasne.
Milczy przez moment, a ja obserwuję, jak zastanawia się nad doborem słów.
- Dlaczego tu jesteś? No wiesz, w moim pokoju..
Bawię się palcami, unikając jego przeszywającego spojrzenia.
- Ja.. sama nie wiem. - powiedzieć, że czuję się zażenowana to za mało.
- Nie chodzi mi o to, że mam coś przeciwko, nie! Absolutnie. Tak po prostu się zastanawiam - tłumaczy się gorączkowo.
Ta sytuacja jest dziwna dla nas obojga.
- Okej. - szepczę cicho.
Siedzimy w ciszy. Nie słychać nic innego, prócz naszych oddechów.
- Czemu przyjechałeś sam? Co z chłopakami?
- Musieli zostać. - marszczę brwi.
- Jak to? Myślałam, że już skończyliście.
- Nie do końca..
Harry masuje kark dłonią, unikając mojego wzroku.
Opuścił spotkanie z mojego powodu?
- Oh.. - ciche westchnięcie wyrywa się z moich ust, a w brzuchu pojawiają się przysłowiowe motylki.
Skubię skórki przy paznokciach, unikając jego wzroku. Nie do końca wiem, jak mam się zachować. Kątem oka widzę, że wciąż mnie obserwuje. I kiedy się odzywa, nie mogłabym być bardziej zszokowana jego słowami.
- Pokłóciłem się z Taylor.
Podnoszę głowę i patrzę mu w oczy. Intuicja podpowiada mi, że to ja byłam powodem ich sprzeczki.
- Mogę cię o coś zapytać? Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj.
- Jasne.
Milczy przez moment, a ja obserwuję, jak zastanawia się nad doborem słów.
- Dlaczego tu jesteś? No wiesz, w moim pokoju..
Bawię się palcami, unikając jego przeszywającego spojrzenia.
- Ja.. sama nie wiem. - powiedzieć, że czuję się zażenowana to za mało.
- Nie chodzi mi o to, że mam coś przeciwko, nie! Absolutnie. Tak po prostu się zastanawiam - tłumaczy się gorączkowo.
Ta sytuacja jest dziwna dla nas obojga.
- Okej. - szepczę cicho.
Siedzimy w ciszy. Nie słychać nic innego, prócz naszych oddechów.
- Czemu przyjechałeś sam? Co z chłopakami?
- Musieli zostać. - marszczę brwi.
- Jak to? Myślałam, że już skończyliście.
- Nie do końca..
Harry masuje kark dłonią, unikając mojego wzroku.
Opuścił spotkanie z mojego powodu?
- Oh.. - ciche westchnięcie wyrywa się z moich ust, a w brzuchu pojawiają się przysłowiowe motylki.
Skubię skórki przy paznokciach, unikając jego wzroku. Nie do końca wiem, jak mam się zachować. Kątem oka widzę, że wciąż mnie obserwuje. I kiedy się odzywa, nie mogłabym być bardziej zszokowana jego słowami.
- Pokłóciłem się z Taylor.
Podnoszę głowę i patrzę mu w oczy. Intuicja podpowiada mi, że to ja byłam powodem ich sprzeczki.
- Przykro mi. - mówię.
Ale on uśmiecha się na te słowa.
- Nie powinno.. - wzrusza ramionami. - Mi nie jest. Ani trochę.
- Nie powinno.. - wzrusza ramionami. - Mi nie jest. Ani trochę.
Kąciki moich ust drgają ku górze, słysząc to. Aby nie zauważył uśmiechu, którego nie potrafię powstrzymać, spuszczam głowę. Kosmyki włosów zasłaniają mi twarz, na co dokładnie liczyłam. Palcem jednej ręki wodzę po wzorkach na pościeli, starając się skupić na czymś innym, niż jego usta.
Myślę, czy powinnam mu powiedzieć o rozmowie Taylor z Martinem. Nie do końca chcę się przyznawać, że ich podsłuchiwałam, ale przecież tego nie chciałam. To był czysty przypadek. Poza tym, to Swift weszła za mną do tej toalety.
Zastanawiam się, czy Harry go zna. I co ten facet, którego nie widziałam nigdy na oczy, ma wspólnego z moją osobą.
A ma. Bo Taylor wspominała mu wtedy o mnie. Odburknęła mu coś w stylu, że nie jest na tyle głupia, by rozmawiać z nim przy Harrym, a później dodała z pogardą, że zarząd kazał mi zostać z nimi. Powiedziała to w taki sposób, że jestem przekonana, że ten mężczyzna nie słyszał o mnie po raz pierwszy. I oboje z Taylor nie mają o mnie dobrego zdania.
Kiedy podnoszę wzrok i decyduję się, by podzielić się z nim moimi myślami, Harry wcale nie znajduje się w swojej poprzedniej pozycji. Nie zauważyłam nawet, kiedy zdążył podnieść się z materaca i przenieść się bliżej mnie, zostawiając jednak bezpieczną odległość między nami.
Kiedy podnoszę wzrok i decyduję się, by podzielić się z nim moimi myślami, Harry wcale nie znajduje się w swojej poprzedniej pozycji. Nie zauważyłam nawet, kiedy zdążył podnieść się z materaca i przenieść się bliżej mnie, zostawiając jednak bezpieczną odległość między nami.
W momencie, gdy otwieram usta, by zadać mu pytanie, on dotyka mojego nagiego kolana zewnętrzną stroną dłoni. Przez całe moje ciało przechodzi paraliżujący dreszcz, kiedy jego zimna skóra styka się z moją. Podświadomość podsuwa mi myśl, że ta reakcja wcale nie jest wywołana temperaturą, a samym dotykiem. Sama nie wiem, czy dziękować sobie za to, że założyłam krótkie spodenki, czy raczej powinnam tego żałować. Na chwilą obecną, wybieram pierwszą opcję.
Kontakt ten trwa jednak zaledwie sekundy, bo Harry zabiera rękę i kładzie ją przed sobą, tuż przed moimi skrzyżowanymi nogami. Podpiera się na dłoni drugiej ręki i obserwuje moją reakcję z małym uśmiechem. Zagryza dolną wargę, a w jego oczach pojawia się radość i.. pożądanie? Nie sądzę, by tak było.
Patrząc na niego, zapominam co chciałam powiedzieć. Moje myśli ulotniły się niczym powietrze z balona. Ale teraz mnie to nie obchodzi.
Chcę tylko, żeby znowu mnie dotknął, myślę.
Gdy przełykam ciężko ślinę, zerkając na jego dłoń spoczywającą tuż obok mnie, kącik jego ust drży ku górze. Jestem pewna, że zauważa to wszystko, co się ze mną dzieje, bo jego palce drgają, by za chwilę stukać nimi o materac.Biorę głębszy wdech, kiedy jego dłoń powoli przesuwa się na wcześniejsze miejsce. Muska opuszkami palców miejsce tuż nad kolanem, nie odrywając ode mnie wzroku. Trzyma ją tam przez chwilę, czekając aż zaprotestuję. Ale nic takiego nie mam zamiaru robić. Podejrzewam, że nawet gdyby rozsądek przemówił mi do rozumu, nie potrafiłabym się odsunąć. Nie teraz, kiedy wiem, że Harry nie jest już związany emocjonalnie z Taylor. Nie musi mi powtarzać tego dwa razy.
Mój oddech robi się coraz cięższy, kiedy sunie ręką coraz wyżej. Mam wrażenie, jakby pokój zmniejszył się o kilka rozmiarów, a ktoś podkręcił temperaturę o jakieś trzydzieści stopni. W momencie gdy jego dłoń znajduje się na moim udzie, tuż przy zakończeniu spodenek, z trudem powstrzymuje się od jęku. Przygryzam wargę, by stłumić napięcie gromadzące się w dolnych partiach brzucha.
Na twarzy Harry'ego nie ma już uśmiechu. Jego źrenice powiększyły się, a szmaragdowy odcień oczu zdaje się być przysłonięty przez natłok emocji. Przesuwa rękę w dół moich pleców i jednym, szybkim ruchem, przysuwa mnie do siebie. Przenosi obie dłonie na moje pośladki i przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie. Serce wali mi w piersi jak oszalałe i staram się opanować drżące ciało, dlatego wczepiam palce w jego włosy. Harry pochyla głowę i opiera swoje czoło na moim. Patrzy na moje usta, by za chwilę przejechać kciukiem po ich dolnej wardze.
- Chciałaś wcześniej coś powiedzieć? - dyszy głośno, a jego miętowy oddech otula moją twarz. Nasze usta są tak blisko siebie, że ta odległość niemal sprawia mi ból fizyczny. Jak może w takiej chwili pytać mnie o cokolwiek.
- Teraz to nieistotne - udaje mi się wydusić. Przejeżdżam palcami po jego lokach, przez co momentalnie podnosi głowę i skupia wzrok na moich oczach. Nigdy nie czułam się tak wyjątkowo jak w tej chwili przy Harrym. Patrzy na mnie z takim uwielbieniem, że aż kręci mi się w głowie.
- Też tak uważam - mówi, po czym popycha mnie na materac i wpija się w moje usta. Całuje mnie z taką zachłannością, z jaką nigdy wcześniej nie byłam całowana. Podpiera się na łokciu tuż przy mojej głowie, a drugą rękę wsadza pod moją koszulkę. Czuję jak pali mnie skóra w miejscach, gdzie zatrzymują się jego palce. Wykorzystuje chwilę, gdy rozchylam usta pod wpływem jego dotyku i pogłębia pocałunek. Jego język posługuje się z taką sprawnością, że nie mogę oprzeć się myśli, ile dziewczyn mogło tego doświadczyć. Próbuję przekonać samą siebie, że ukłucie w piersi nie jest wywołane zazdrością. Chcąc pozbyć się tych myśli, skupiam się na przyjemności, jaką mi daje. Przygryzam jego dolną wargę i pociągam delikatnie za końce włosów. W momencie gdy to robię, z jego gardła wydobywa się gardłowy pomruk zadowolenia. Uśmiecham się pod nosem na tą reakcję, a Harry odrywa się po to, by przytulić swój policzek do mojego.
- Jeżeli nie chcesz, bym stracił jądra, to powinnaś zacząć nosić dłuższe spodenki - ochrypły głos, wypełnia pomieszczenie, a następnie przygryza płatek mojego ucha. Na potwierdzenie swoich słów przyciska swoje biodra do moich, przez co mogę poczuć jego wyraźną erekcję.
Na moją twarz wpływają rumieńce. Chcąc spełnić jego życzenie, przenoszę rękę na dół spodenek, by obciągnąć je lekko w dół, ale kiedy to robię, przez przypadek dotykam dłonią krocza Harry'ego. Bierze głośny haust powietrza, gdy tylko moje palce znajdują się na materiale jego dżinsów. Zamieram, nie wiedząc jak mam się zachować. Czuję, że czerwienię się coraz bardziej. Kiedy podnosi głowę, widzę, że ma zamknięte oczy. Zabieram rękę i odwracam głowę w bok, wpatrując się w kremową ścianę.
- Przepraszam..
Szepczę w tym samym momencie, kiedy drzwi mieszkania się otwierają. Zayn woła moje imię od wejścia, co wyrywa mnie z obecnego stanu błogości. Przesuwam się na bok, wyrywając się spod ciała Harry'ego, zanim ktokolwiek zdąży zobaczyć co robimy. Kiedy wstaję z łóżka, słyszę jak Styles jęczy z zawodem. W końcu udaje mi się obciągnąć spodenki w dół.
- Jeżeli teraz martwisz się o to, czy mi stanął, to już za późno.
Odwracam się do niego przodem, mając świadomość, że moja twarz przypomina kolor dojrzałego buraka. Mimo to, patrzę na niego oburzona, a on śmieje się, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Czuję się jednocześnie zażenowana, ale i.. podniecona. Fakt, że tak na mnie reaguje sprawia mi chorą satysfakcję.
Zayn wypowiada moje imię po raz kolejny.
- Już idę! - odkrzykuję, wiedząc, że naprawdę już muszę. I robię to.
Ale gdy tylko przekraczam próg, mam wrażenie, jakby jakaś niewidzialna siła ciągła mnie z powrotem do Harry'ego. I jestem tym przerażona, bo nikt wcześniej nie wywoływał we mnie takich uczuć.
Nie wiem kto jest bardziej zaskoczony faktem, że udało mi się W KOŃCU napisać nowy rozdział - ja, czy wy.
Kilka/ kilkanaście dni zbierałam się do pisania ostatniej sceny, bo chciałam żeby było perfekcyjnie. Ostatecznie pisałam ją przez cały dzisiejszy dzień. XD
Proszę, błagam, klęczę, staję na palcach i wszystko inne, byście tylko dali znać jak wyszło. Pod ostatnim rozdziałem nie było ŻADNEGO komentarza, przez co jeszcze bardziej zwlekałam z pisaniem, bo czuję, że chyba już nikt na niego nie czeka. :(
Jeżeli jednak się mylę, proszę jeszcze raz o opinię. Kocham Was, i do zobaczenia! ♥ xx
Ps. Nie wiem jak Wy, ale ja wciąż nie mogę uwierzyć, że Johannah - mama Lou nie żyje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz