poniedziałek, 20 lutego 2017

Rozdział 27

Siedząc przy stole podczas kolacji, chłopcy opowiadali wrażenia z koncertu. Przekrzykiwali się, opowiadając różne zabawne momenty. Lou naśmiewał się z nich mówiąc, że powinni ogłosić go liderem zespołu, gdyż najwięcej plakatów trzymanych przez fanki było z jego imieniem. Zayn roześmiał się na te słowa. Stwierdził, że może i tym razem tak było, ale to na jego głos cały stadion zalewa się łzami. Niall w tym czasie wyśmiał ich obu mówiąc, że wszystkie dziewczyny marzą o chłopaku z gitarą, a tylko on jedyny potrafi grać. Liam, chcąc zaprzestać ich przechwałkom, zmienił temat. W tym momencie wyłączyłam się z rozmowy. Grzebiąc widelcem w sałatce, próbowałam skupić myśli na czymś innym, niż miękkie usta Harry'ego błądzące po mojej skórze. Fakt, że siedział na krześle na wprost mnie, wcale nie pomagał. Mój wzrok ciągle uciekał w jego stronę, lecz za każdym razem, gdy na mnie spoglądał, szybko odwracałam głowę w drugą stronę. Niestety, raz tak się zapatrzyłam, że nie wiedziałam nawet, że to zauważył. Rzucił mi triumfujące spojrzenie, zadowolony, że w końcu mu się udało mnie przyłapać, a potem puścił oczko. Wypuściłam z rąk widelec, który z brzęknięciem opadł na talerz. Wszyscy skupi na mnie uwagę, a ja wymamrotałam pod nosem ciche przeprosiny. Kiedy złapałam kontakt wzrokowy z Louisem, miałam wrażenie, jakby wiedział o tym, co zaszło między mną, a Harrym. Popatrzył przelotnie na Stylesa, a później jeszcze raz na mnie i uśmiechnął się pod nosem. Jakby dokładnie wiedział przez co w tej chwili przechodzę, a kiedy zerka na niego, postanawia mi pomóc. Zresztą, nie po raz pierwszy.
- Hails.. - odchyla się do tyłu, by położyć rękę na oparciu mojego krzesła. Kątem oka widzę jak Harry rzuca mu ostrzegawcze spojrzenie. Zastanawia mnie, czy robi to z powodu jego ramienia, czy karze mu się zamknąć - ..fani życzą ci powrotu do zdrowia. 
Lou nic sobie nie robi z palącego wzroku, jakim obdarza go Styles. Mam wrażenie, że jedynie go to pobudza. 
- Tak, Harry mi mówił przez telefon. Nie spodziewałam się, że będą się mną przejmować - rzucam z uśmiechem, unosząc do ust widelec. 
Oczy Tommo rozświetlają się dziwnym blaskiem. Przekrzywia głowę na bok, wpatrując się w chłopaka naprzeciw mnie. 
- Oh, Harry ci mówił? - ironicznie cedzi każde słowo - mam nadzieję, że nie zapomniał ci też powiedzieć, jak z przejęcia zapomniał tekstu trzech piosenek. Ah, i jak niemal rzucił się na Simona z pięściami, kiedy zabrał mu telefon na czas koncertu, bo co chwilę schodził ze sceny, by sprawdzić, czy nie dzwoniłaś.
Krztuszę się jedzeniem.
Liam zaczyna się śmiać pod nosem, kiedy tylko Lou przestaje mówić. Zayn zagryza wnętrze policzka, by się nie roześmiać, ale kiedy Niall wybucha gwałtownym śmiechem, on też nie potrafi się powstrzymać. Harry gromi ich po kolei wzrokiem. W momencie kiedy zaczyna śmiać się sarkastycznie, czekam aż wszystkiemu zaprzeczy, ale nic takiego się nie dzieje.
Czuję jak na moją twarz wpływają rumieńce, dlatego wstaję od stołu pod pretekstem posprzątania po kolacji, zanim któryś z nich zdąży je zauważyć. W momencie gdy wkładam naczynia do zmywarki, słyszę kroki zmierzające w moją stronę.
- Hej, w porządku? - obracam się w stronę dobiegającego głosu, zauważając w drzwiach Zayna.
- Tak, jasne - mówię, nie patrząc na niego. Mój brat podchodzi bliżej, nie potrafiąc ukryć uśmiechu.
- Wiesz, że..
- Tylko żartowali, wiem - uprzedzam jego słowa, wsadzając kolejne talerze. Nie wiem dlaczego rozmawianie o Harrym jest dla mnie tak krępujące, skoro nigdy nie miałam problemów, by mówić mu to co czuję.
- Wcale nie. Lou mówił poważnie.
Serce przyspiesza mi dwukrotnie, choć wcale nie chcę tego przyznawać.
- Posłuchaj.. - łapie mnie za dłonie zmuszając bym w końcu obróciła się twarzą do niego - tylko chcę, żebyś odpowiedziała mi szczerze. Jego brązowe tęczówki, wpatrują się w moje. Potakuję głową, dając mu do zrozumienia, że tak właśnie zrobię.
- Obiecuję. - Zayn uśmiecha się i puszcza moje ręce.
- Lubisz go, prawda? - jego oczy wypełniają się radością, która nigdy nie powinna stamtąd znikać.
- Tak.. - chłopak uśmiecha się szerzej, kiedy odpowiadam na pytanie. Nie spuszcza ze mnie wzroku, kiedy kiwa głową, jakbym potwierdziła jego domysły. Rzucam mu zdziwione spojrzenie, nie rozumiejąc w czym ma mu pomóc przyznanie się, że lubię Harry'ego.
- Nawet nie zapytałem Cię o kogo chodzi, a ty i tak wiedziałaś, że mówię o nim - otwieram usta, by coś powiedzieć, ale nie wychodzą z nich żadne słowa. Zayn uśmiecha się w ten jednoznaczny sposób, mówiący: już nie musisz nic więcej dodawać, wpadłaś po uszy. 
- To znaczy, wiesz.. to nie do końca jest tak. - Harry zazwyczaj jest irytującym, zadufanym, zarozumiałym, złośliwym dupkiem z niewyparzonym językiem i większym ego niż całkowita liczba waszych fanów, ale.. - zastanawiam się przez chwilę - chyba nie przeszkadza mi to już tak bardzo.
Przy ostatnich słowach wzruszam ramionami. Dopiero teraz spoglądam na jego twarz, ale jego oczy wcale nie są skupione na mnie. Wzrok na utkwiony gdzieś ponad moim ramieniem, a ja wcale nie muszę się odwracać, by wiedzieć kto za mną stoi. Czuję jego obecność tuż za sobą.
Jak długo tu stoi? Ile zdążył usłyszeć? Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że niewiele. Mam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie, ale moje stopy są niczym wrośnięte w podłogę. Nie potrafię się ruszyć.
- Twój niewyparzony język też nie przeszkadza mi już tak bardzo.
Wcześniej odeszłam od stołu, by nikt nie zdążył zauważyć mojego zawstydzenia. Teraz wiem, że nie ma takiej ciemności, która zakryłaby moje rumieńce.
Zamykam oczy na kilka sekund, biorę głęboki wdech i obracam się przodem do niego. Kątem oka widzę, że Zayn już znajduje się przy drzwiach, a po chwili znika w drugim pokoju. Przenoszę wzrok na Harry'ego, który opiera się nonszalancko o wyspę kuchenną, krzyżując przed sobą nogi w kostkach. Na jego twarzy maluje się zawadiacki uśmiech, kiedy wpatruje się w moje oczy. Sposób w jaki na mnie patrzy wydaje się znajomy. Myśli ciągną mnie do jakiegoś niewyraźnego wspomnienia, może snu, kiedy patrzył tak na kogoś. Nie mam pojęcia dlaczego teraz o tym pomyślałam.
Harry przebiega zmysłowo językiem po ustach, celowo przygryzając dolną wargę. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że przez cały ten czas nie odrywałam od nich wzroku. Odrzucam swoje myśli na tył głowy i unoszę wyżej podbródek. Jego oczy są pełne rozbawienia.
- Czy nie wiesz, że nie podsłuchuje się cudzych rozmów?
- Nie podsłuchiwałem, mówiłaś zbyt głośno. A czy ty zapomniałaś, że o ludziach najpierw mówi się w superlatywach?
- Może nie wszyscy je mają? - mówię zakładając ręce na piersi.
- Albo ty nie chcesz przyznać, że je mam? - patrzy na mnie wyzywająco, jakby chciał powiedzieć, że nie uda mi się go pokonać. Pokonać w odpowiadaniu pytaniem na pytanie.
- Dlaczego miałabym to robić?
- No nie wiem, dlaczego?
- Ty mi powiedz? - przekrzywia głowę i odpycha się rękami od blatu, by móc górować teraz nade mną wzrostem. Jakby miało mu to jakoś pomóc.
- Bo lubisz mnie o wiele bardziej, niż powiedziałaś Zaynowi?
- Gówno prawda.
W jego policzkach pojawiają się dwa dołeczki, kiedy słyszy moją odpowiedź. Dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że zrobił to celowo. Podpuścił mnie, by odwrócić moją czujność. Odchyla głowę do tyłu, a pomieszczenie wypełnia się jego gardłowym śmiechem.
- Jesteś, jesteś..  - obrażona uderzam go pięścią w klatkę piersiową. Harry w sekundzie łapie mnie za nadgarstki i obraca tak, że teraz to ja jestem zmuszona opierać plecy o zimny blat. Przełykam ciężko ślinę, kiedy pochyla się nade mną. Przygryza wargi, przyglądając się jednocześnie moim.
- ..irytującym, złośliwym dupkiem? Gdzieś już to słyszałem.. - kończy za mnie. Jedną ręką przesuwa po moim udzie, a z drugiej wypuszcza moje nadgarstki, by móc oprzeć się na dłoni o krawędź blatu. Wzrok Harry'ego przenosi się na miejsce, gdzie błądzą jego palce. Pomimo cienkiego materiału legginsów, pali mnie skóra w miejscach, na których zatrzymuje się trochę dłużej. Mój puls przyspiesza, choć nie sądziłam, że to jeszcze możliwe. Na jego ustach pojawia się krzywy uśmiech, który znam już zbyt dobrze, by nie wiedzieć do czego doprowadzi. Będzie chciał mnie celowo zawstydzić, jestem tego pewna. Dlatego kiedy otwiera usta, by coś powiedzieć, ja robię coś, nad czym się nawet nie zastanawiam. Kładę obie dłonie na jego policzkach, staję na palcach i całuję go przeciągle. Harry początkowo jest zdezorientowany. Przez pierwsze kilka sekund zastyga w bezruchu, ale kiedy moje usta napierają mocniej, wyrywa się z transu i odwzajemnia pocałunek. Czuję jak się uśmiecha, kiedy przenoszę rękę na jego kark, by pochylił się jeszcze bardziej. Różnica wzrostu między nami jest dosyć znacząca, co w obecnej chwili chyba irytuje go bardziej niż mnie. Poznaję to po tym, jak jednym, zwinnym ruchem łapie mnie za uda i sadza na blacie, stając jednocześnie między moimi nogami. Swoje duże dłonie kładzie na moich pośladkach i ściska jeden z nich. Harry połyka moje westchnięcie, wyraźnie zadowolony z otrzymanej reakcji. Językiem masuje moje podniebienie. Przysuwam się bliżej krawędzi blatu, by między nami nie było żadnej wolnej przestrzeni. Kiedy zaczęłam go całować, nie myślałam, że to zajdzie aż tak daleko. Chociaż w duchu miałam taką nadzieję.
- Stawiam dziesięć dolców, że za dziesięć miesięcy Malik będzie wujkiem.
Odpycham od siebie Harry'ego jak oparzona, odwracając głowę w stronę wejścia. Niall szturcha łokciem Louisa, a potem opiera się ramieniem o framugę i wlepia w nas swój rozmarzony wzrok. Lou unosi brwi ku górze i parska śmiechem.
- Ciąża trwa dziewięć miesięcy, ty kretynie.
- Poważnie? - Niall pyta zdziwiony, wdając się z nim w dyskusję. Są sobą tak zaaferowani, że nie zwracają na nas kompletnie uwagi.
Przenoszę wzrok na Harry'ego i widzę, że nie spuszcza ze mnie wzroku, kompletnie nie przejmując się tą dwójką. Przejeżdża po ustach opuszkami palców, jakby jeszcze raz chciał poczuć ten pocałunek. Chyba nie może uwierzyć, że to ja go zainicjowałam. Jeśli tak, to jest nas dwoje.
Przejeżdżam dłonią po włosach i zeskakuję z blatu. W momencie gdy przechodzę obok niego, wystawia rękę, a nasze dłonie muskają się delikatnie. Dreszcz przechodzi przez całe moje ciało. Odchodzę na bok, by nie kusiło mnie, by znowu się na niego rzucić. Nalewam sobie wody do szklanki, robię kilka łyków i zerkam w jego stronę. Rzuca mi spojrzenie typu 'i tak nie zamaskujesz tego uśmiechu', minimalnie kręcąc głową na boki, bym tylko ja to zauważyła.


Dwie godziny później siedzę na łóżku otoczona stertą kartek i dopracowuję szczegóły projektu. Długa, rozkloszowana suknia w białym kolorze, u dołu przechodząca w kolor fuksji. Gdzieniegdzie powstawiane są delikatne kwiaty w delikatnie różniących się odcieniach. Właśnie zabieram się za rysowanie kolejnego, gdy ktoś puka do drzwi. Uchylają się delikatnie, a moim oczom ukazuje się tylko czyjaś ręka, trzymająca paczkę żelków. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
- Kimkolwiek jesteś, jeśli przyszedłeś tylko z jedną paczką, możesz odejść od razu - krzyczę do osoby po drugiej stronie.
Któryś z chłopców cofa ją z powrotem, i już myślę, że faktycznie sobie pójdzie, kiedy ponownie się pojawia, tym razem trzymając cztery torebki, potrząsając nimi. Przygryzam dolną wargę i wstaję najciszej jak potrafię. Na palcach skradam się do wejścia. Szybkim ruchem wyrywam ulubione słodkości z wystawionej dłoni niezidentyfikowanej osoby i plecami napieram na drzwi. W tym momencie rozlega się głośny jęk, kiedy ręka zostaje przytrzaśnięta. Nie mam wątpliwości, że ten głos należy do Harry'ego. Stawia stopę, blokując mi tym samym możliwość zamknięcia się.
- Dzięki za to. Miłe z twojej strony, że postanowiłeś mi je oddać.
 Zapieram się jedną dłonią o ścianę i pcham tyle, ile zdołam.
- Zapomnij - śmieje się, napierając w przeciwną stronę. Przesuwam się w głąb pokoju, pchnięta razem z drzwiami. Nie zamierzam się jednak poddawać i w głowie rodzi mi się plan. Harry wślizguje się w połowie do środka i przekrzywia głowę tak, że patrzy jak nieudolnie staram się go zatrzymać.
-Skarbie, oboje wiemy, że nie używam całej siły by tu wejść. Dlatego wpuść mnie, zanim stanie ci się krzywda - posyła mi jeden z tych łobuzerskich uśmiechów, i wydaje mu się, że mnie przekona. Patrzymy sobie wyzywająco w oczy. Udaję, że mnie pokonał, kiwam głową i opuszczam ręce wzdłuż ciała tylko po to, by uśpić jego czujność. Harry przestaje odpierać atak i rozluźnia napięte mięśnie, postępując dokładnie tak, jak tego oczekiwałam.
- Dobre sobie, Styles - zaskoczony nie zdąża zareagować w porę, bo przytrzaskuję go po raz drugi. Z jego ust wydobywa się kolejny jęk, i już za chwilę sięga ręką w moją stronę, próbując mnie odciągnąć. Stara się opleść moją talię, ale daję mu po łapach.
- Oo, teraz się doigrałaś!
To oczywiste, że nie mam z nim szans, bo w końcu jest facetem, ale i tak warto było się z nim podroczyć. I kiedy faktycznie przestaje mi dawać fory, bez większego problemu mnie pokonując, uciekam na drugą stronę pokoju, rzucając w niego po drodze paczkami z kolorowymi misiami. Dwie z nich udaje mu się złapać, ale trzecią dostaje prosto w twarz. Śmieję się próbując przeskoczyć przez łóżko, ale wtedy Harry oplata ramiona wokół mojej talii i przygniata swoim ciałem do materaca. Wiercę się i piszczę, ale on skutecznie mnie unieruchamia, przyszpilając moje nadgarstki nad głową. Po drgających kącikach ust poznaję, jak z całej siły stara się powstrzymać uśmiech.
Oczy Harry'ego w tym momencie są tak cudowne, że niemal czuję jak topnieje mi serce. Rozluźnia uścisk z jednej strony i przybliża dłoń do mojej twarzy, by odgarnąć zbłąkany kosmyk włosów, zakładając go za ucho. Później opuszkami palców przejeżdża po moim policzku, dotykając na końcu tej wędrówki moich ust. Przez chwilę wydaje mi się, że mnie pocałuje, ale nagle podnosi głowę do góry i wpatruje się uważnie w jeden punkt.
- Co ty..
- Czekam aż któryś wejdzie, bo zawsze nam przerywają - jego głos jest stanowczy, ale słychać w nim cień rozbawienia.
- Nie wejdą, bo nie będą mieli co zobaczyć - mówię spychając go z siebie. Zwiększam odległość między nami i sięgam po leżące obok słodycze. Patrzy na mnie lekko zdziwiony, ale i.. rozczarowany?
- Potrzebuję przestrzeni - nie potrzebowałaś jej, całując go wcześniej, podpowiada moje wewnętrzne ja.
Sądząc po minie Harry'ego, pomyślał dokładnie o tym samym. Jednak rozważając naszą relację, którą nie wiem do końca jak nazwać, nie powinniśmy się całować przy każdej nadarzonej okazji. Jeszcze nie teraz. Nie, kiedy Taylor wciąż jest na horyzoncie.
- W dzisiejszym świecie chyba faktycznie nie warto być uprzejmym, skoro takie są tego skutki - przenosi wzrok na żelki i udaje, że rozmasowuje sobie zbolałe ramię.
- Tak jakby dowiedziałem się od kogoś, że kobiety lepiej znoszą okres ze słodyczami - mruga, a ja czuję, że palą mnie policzki.
Przewracam oczami i odwracam wzrok, udając, że nie obeszła mnie jego aluzja do tej niefortunnej rozmowy telefonicznej. Wlepiając wzrok w okno zauważam, że jest już całkiem ciemno. Założę się, że szybko stąd nie wyjdzie. Łapię się na tym, że cieszę się na myśl o ponownej wieczornej rozmowie z Harrym.
Sama nie wiem jak to się dzieje, ale kiedy ponownie skupiam na nim swoją uwagę, zauważam, że właśnie patrzy na projekt, który rysowałam przed jego przyjściem. Zapomniałam go schować, zanim otworzyłam drzwi.
Wzrok  Harry'ego przebiega po całej kartce, a ja czuję jak moje serce przyspiesza dwukrotnie. Nie powinien tego widzieć.
- To twoje? - pyta z wyraźnym zdumieniem. Dopiero po chwili podnosi głowę i wpatruje się we mnie z szeroko otwartymi oczami. Rozwieram usta, by coś powiedzieć, ale nie udaje mi się z nich nic wydobyć.
- To jest.. - przerzuca kolejne szkice, unosząc brwi w zdziwieniu - to jest fantastyczne!
Parskam śmiechem, kręcąc głową na boki. Przybliżam się do niego, zbierając wszystkie projekty z powrotem do teczki.
- To miłe, ale nawet nie wiesz o czym mówisz, Harry. Nie obracasz się w tej dziedzinie, więc nie możesz tego tak po prostu stwierdzić.. - jakkolwiek to nie brzmi - albo tylko tak mówisz, żeby nie było mi przykro, chociaż są po prostu przeciętne. Zresztą, nie powinieneś był tego zobaczyć.
- Hailey.. - powtarza moje imię, kiedy ja gadam jak najęta. W końcu łapie mnie za dłonie i patrzy mi głęboko w oczy. Bierze głębokie oddechy, sugerując w ten sposób, że mam robić to samo. - Może i się tam nie znam, ale nie trzeba być światowej sławy projektantem, żeby to stwierdzić. Te prace mnie oczarowały, a jestem facetem. Myślisz, że to normalne? - zaczynam się śmiać, przez co czuję jak moje ciało się rozluźnia. - Uważam, że nie możesz zmarnować tego daru. Świat zasługuje na twoją twórczość. I uwierz, wiem co mówię. W końcu nie zapominaj, że jestem artystą. Jeśli Harry Styles mówi ci, że jakieś ciuchy są wyjątkowe, to cholera, muszą być.
Wraz z ostatnimi słowami, rzucam mu się na szyję. Przewracam go na łóżko, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Dziękuję, Harry. Dziękuję, dziękuję.. - głaszcze mnie po włosach, w akompaniamencie tego jednego słowa.
Rysowałam te prace z myślą o konkretnej kolekcji, ale wiedziałam, że i tak nie zdecyduję się na wysłanie ich. Teraz po raz pierwszy rozważam tę opcję na poważnie. I zaczynam myśleć, że może faktycznie Harry może mieć rację, tak jak zawsze do tej pory. Bo kiedy leżymy tak objęci, do pokoju wpada Louis. I nikt nie jest zdziwiony. Ani on, że jesteśmy w takiej pozycji, ani my, że wpadł akurat w tym momencie.



Proszę, a nawet błagam o odzew z Waszej strony. ♥
Dobrej nocy temu, kto jeszcze nie śpi, a dotrwał do końca, i dobrego dnia (lub reszty dnia) temu, kto widzi to w innym czasie. 

niedziela, 11 grudnia 2016

Rozdział 26

Od felernej nocy, kiedy zachorowałam minęły trzy dni. W ciągu tego czasu, chłopcy wyręczali mnie dosłownie we wszystkim. To całkiem miłe z ich strony, ale gdy któregoś razu, kiedy chciałam skorzystać z toalety zasugerowali, by Harry poszedł mnie odprowadzić - miałam dość. Pragnę myśleć, że wynikało to tylko i wyłącznie z ich troski, nie sugerując nam niczego jednocześnie.
Co do Harry'ego.. czułam, że się obwiniał o moją chorobę. Widziałam to po nim. Za każdym razem, kiedy mnie przepraszał, powtarzałam mu, że to nie jego wina, ale nie chciał mnie słuchać. Uparł się, że powinien lepiej zaplanować nasz wieczór, bo gdyby nie ta sprawa z policją - nic by mi nie było.
Jedyną osobą, która była winna, byłam ja sama, bo nie ubrałam się wystarczająco ciepło. Do Harry'ego mimo wszystko to nie dociera.
Jak można było się też spodziewać, Zayn nie pozwolił mi iść na koncert, w czym oczywiście poparła go reszta zespołu. Powiedziałam im, żeby sobie nie żartowali , bo naprawdę czuję się lepiej i nie mogą mi przecież zabronić.
- My nie. Ale Zayn, owszem. - powiedział Louis, posyłając mi zwycięski uśmiech. Mój brat przytaknął, przypominając mi, że obecnie jestem pod jego opieką i nie mam nic do gadania.
W tamtej chwili, miałam ochotę udusić Lou wężem od odkurzacza.
W rezultacie, rozpoczęcie ich trzeciej trasy koncertowej, spędzam naburmuszona w łóżku. Na kartce zostawili mi ich numery telefonów (które już wcześniej mi podawali po dwa razy, Louis cztery) oraz kilka innych z ekipy koncertowej, w razie gdyby coś się działo. Nie zabrakło tam też numeru Simona, co momentalnie przypomniało mi wydarzenia sprzed kilku dni. Niestety, nie wywarłam na nim dobrego pierwszego wrażenia.. bo o potknięciu się przed zarządem i wyciąganiem mnie i Harry'ego z aresztu za włamanie się do biurowca, w inny sposób nie można nazwać. Jednakże, z jakiegoś powodu nie skreślił mnie na starcie. Nawet mogłabym powiedzieć, że w głębi duszy te incydenty go śmieszyły, ale nie wypadało mu się ze mnie nabijać. W każdym razie, nie miałabym mu tego za złe.
Przed momentem, w trakcie koncertu, Zayn zszedł na backstage, by dowiedzieć się jak się czuję. Zapewniłam go, że wciąż żyję i mam się całkiem dobrze. Na tyle dobrze, by w tej chwili być tam z nimi. Kazałam mu wracać do fanów, bo w końcu to ich marzeniem jest słuchanie jego głosu, nie moim.
Kiedy się rozłączyłam, poszłam do toalety, a teraz wychodzę z kuchni, zabierając ze sobą kilka (mówiąc kilka, mam na myśli dużo) przekąsek, słodyczy i całej reszty, jaka wpadła mi w ręce. Idąc już z powrotem na kanapę, mój telefon zaczął ponownie wibrować. Przeklinam pod nosem swój apetyt podczas miesiączki i zaczynam wyciągać urządzenie z kieszeni bluzy, starając się niczego nie upuścić. Leslie jak zawsze ma świetne wyczucie czasu. Dzwoniła do mnie już dwa razy dzisiejszego dnia, mówiąc, że praca w biurze jest piekielnie nudna. Powinna się cieszyć, że szef na nią leci i nie zwraca uwagi na jej prywatne telefony. Wczoraj zrobiła mu nawet dyskretnie zdjęcie i wysłała mi sms'em, bym mogła go ocenić.
Cóż, mogłabym się nudzić w każdej pracy, jeśli tylko miałabym takiego szefa.
- Właśnie kradnę wszystkie słodkości Nialla z szafki. Jak myślisz, obrazi się jeśli zjem wszystko? Mam nadzieję, że nie. Okres jest raczej dobrym wytłumaczeniem, choć nie jestem do końca przekonana, no bo wiesz.. - przerywam na moment, by przycisnąć ramię do telefonu i móc przejść do salonu. - z facetami nigdy nie wiadomo, nie?
Siadam na kanapie, rzucając obok siebie cały prowiant i zagrzebuję się w puchaty koc. Po drugiej stronie słuchawki słyszę chichot. Wzdycham do telefonu, słysząc głośne rozmowy w tle.
- Czyżby Pan Przystojniak na horyzoncie? - wiercę się, szukając sobie wygodnej pozycji. - Ale wiesz, że ja też nie mogę narzekać, Mam baaaardzo przyzwoite widoki.. - uśmiecham się pod nosem.
Przerzucam kanały, próbując znaleźć coś bardziej interesującego niż 'Z kamerą u Kardashianów'.
- To całkiem miłe, że tak o mnie mówisz.
Słysząc rozbawiony, niski głos, zamieram. Wciągam gwałtownie powietrze i odciągam telefon od ucha, by zerknąć na imię na wyświetlaczu.
Harry.
Harry, Harry, Harry.
Krzywię się. Dlaczego nie popatrzyłam kto dzwoni?
- Yhm, cześć Harry. Myślałam, że to Leslie - mówię, nerwowo chichocząc. Mam ochotę uderzyć się w twarz.
- Domyśliłem się.
Nawet nie stara się być poważny. Niemal widzę jak się ze mnie nabija. Cieszę się, że nie może zobaczyć mojej twarzy. Spaliłabym się ze wstydu.
- Taaak, cóż.. - boże, to takie upokarzające. - Mówiąc widoki, miałam na myśli Londyn, oczywiście. - udaje mi się wyjąkać.
- Oczywiście. - powtarza po mnie sarkastycznie. Wzdycham.
- Dobra.
Śmieje się, a ja nie mogę się powstrzymać od przewrócenia oczami.
- Powiedziałabym, że miło że dzwonisz, ale póki co, wcale nie sprawiasz, że tak jest.
- Przepraszam. Nie chciałem. - tak naprawdę to chciałeś, wiem. - Jak się czujesz?
- W porządku. Zayn dzwonił przed momentem. Nie mówił wam?
- Mówił, ale musiałem cię usłyszeć.
Serce wyrywa mi się z piersi, słysząc to wyznanie.
- Ohh.. - sapię niespodziewanie - ..okej.
Słyszę ogłuszające krzyki w tle. Harry jest chyba równie zmieszany co ja.
- Więęc.. jak koncert? - wiem, że powinnam powiedzieć mu to, że powinien się rozłączyć, bo go potrzebują, ale w tej chwili jestem zbyt samolubna.
Mówi, że był niesamowity. Właśnie zeszli ze sceny i zaraz idą za kulisy do fanów. Opowiada, że życzyli mi powrotu do zdrowia. Nie zwracam nawet uwagi na to, skąd mogą o tym wiedzieć. Skupiam się na jego ochrypłym głosie i na tym, jak bardzo jest podekscytowany. Żałuję, że nie mogę teraz być tam z nim.
Z nimi.
Nie mogę być tam z nimi - poprawiam się.
- Masz jeszcze jakieś dwie godziny na zatarcie śladów po słodyczach Nialla, zanim będziemy w mieszkaniu.
- Ah, dobra! Wrzucę papierki pod twoje łóżko i powiem, że to twoja sprawka - chichocze.
Nie powinnam cieszyć się tak bardzo, że go rozbawiłam, jak się cieszę.
Słyszę, że ktoś go woła, na co odpowiada, że zaraz będzie gotowy.
- Idź, Harry! Fani są teraz ważniejsi - schlebia mi to, że chce ze mną rozmawiać, ale nie może zapominać o innych sprawach. Następne słowa wypowiada tak cicho, że nie mam nawet pewności, czy się nie przesłyszałam.
- Nie, to ty jesteś dla mnie najważniejsza, Hails.
Ciało mam odrętwiałe, a chwilę później, telefon roztrzaskuje się na części o podłogę. Rzucam się ku niemu, ale jest już za późno. Ręce mi się trzęsą, gdy składam razem wszystkie elementy, ale to na nic. Próbuję go włączyć, lecz rozbity ekran nie wróży nic dobrego.
Moje przypuszczenia się sprawdzają, gdy na wyświetlaczu pojawia się czarna plama u dołu ekranu. Odczekuję chwilę i liczę, że może coś się stanie, ale nic z tego. Kładę go na stoliku i wzdycham.
I nie robię tego z powodu zniszczonej komórki, a wyznania Harry'ego. Intuicja podpowiada mi, że myślał, że tego nie usłyszę i specjalnie ściszył wtedy głos.
Ale słyszałam. I nie mogę nic poradzić na to, że Harry nieświadomie po raz kolejny pozwala mi myśleć, że znaczę dla niego coś więcej.
Ktoś więcej, niż tylko młodsza siostra jego przyjaciela.
Idę na górę do pokoju Harry'ego. Odchylam lekko kołdrę i kładę się z boku. Pościel wciąż jest przesiąknięta jego zapachem.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jest przy mnie. Leży obok i otula mnie swoim ramieniem tak, jak wczorajszej nocy.
Z ciemności powoli wyłaniał się chłopak o kręconych włosach i zadziornym uśmiechu. Kiedy patrzył na kogoś, kogo dostrzec nie mogłam, w jego policzkach pojawiały się dołeczki. Jego spojrzenie było przepełnione emocjami, o których jak myślał, wiedział tylko on.
Ale tak nie było.. bo w sposobie jaki na nią patrzył, było zbyt wiele podobieństwa.
Mówi się, że zielony to kolor nadziei. Jego oczy były dokładnie takie, kiedy obserwował dziewczynę, która dla mnie powoli stawała się coraz wyraźniejsza.
Patrzył na nią i myślał, jak by to było spędzić z nią resztę życia. Być jedynym, który miałby prawo budzić się u jej boku każdego dnia i móc całować na dzień dobry.
Zastanawiał się, jak by to było stanąć przed nią i wyznać, że jest całym jego życiem.
Układał sobie słowa, które powiedziałby jej, gdyby tylko znalazł w sobie więcej odwagi.
'Bóg dał mi serce, bym kochał. Mogłem je zatrzymać, ale mogłem obdarzyć nim jedną osobę. Oddałem ci je, by nigdy więcej nie otrzymać go z powrotem.
Teraz przychodzę do Ciebie, by dowiedzieć się czy wciąż je masz. I jestem cholernie przerażony, że mogłaś nie zwrócić uwagi, kiedy ci je dałem.
Taka myśl jest dla mnie lepsza.
Nie chcę wiedzieć, że świadomie pozwoliłabyś, by leżało u twoich stóp.'
Wyobrażał sobie, jak klęka przed nią...
Nadzieja miłości, którą zdradzały jego oczy, kiedy spoglądał na blondynkę o długich nogach, była mi zbyt znajoma. Bo ktoś w identyczny sposób, patrzył na niego.
A tą osobą jestem ja.  Lecz on kocha inną.
Patrzę na niego i myślę, jak bardzo chciałabym być nią.
To ty jesteś dla mnie najważniejsza, Hails..
..jesteś najważniejsza..
W tle słyszę dziwny huk. Ktoś krzyczy. Obraz w mojej głowie traci ostrość. Harry i Taylor powoli znikają mi z pola widzenia. Donośny głos, który niesie się echem w mojej głowie jest coraz bliżej. Nie jestem świadoma tego, co się dzieje, dopóki nie budzi mnie trzask drzwi uderzających o ścianę.



*Harry*
Zbiegam po schodach ewakuacyjnych przez tylne wyjście, najszybciej jak tylko mogę. To pojebane, że muszę się ukrywać. Gdyby fanki mnie zobaczyły, nawet ochroniarze nie potrafiliby mi pomóc dotrzeć do samochodu tak szybko, jakbym tego chciał.
Popycham ciężkie drzwi, prowadzące na zewnątrz. Rozglądam się dookoła, czy nie ma żadnych dziewczyn, ale na szczęście żadnej nie zauważam. Z doświadczenia wiem, że wystarczy chwila, by zleciał się ich cały tłum. Mimo, że je kocham, czasami jest to uciążliwe, że nie potrafią zrozumieć, że jestem tylko człowiekiem i czasami nie mogę sprostać ich oczekiwaniom.
W momencie gdy naciskam na pilocie guzik i zamek otwiera się z kliknięciem, słyszę swoje imię.
- Harry! - blondynka przebiega przez drogę wyraźnie zirytowana. - Co ty wyprawiasz?
- Taylor, nie teraz.. - warczę, nie odwracając się nawet w jej stronę.
Chłopaki najwidoczniej jej nic nie powiedzieli. Powiadomiłem ich, że muszę wracać do mieszkania. Rozmawiałem z Hailey przez telefon i nagle coś nas rozłączyło. Dzwoniłem do niej kilkanaście razy, ale odpowiada mi poczta głosowa. Nie wiem co mam o tym myśleć, ale boję się, że coś się stało. Wiedziałem, że nie powinniśmy zostawiać jej samej w mieszkaniu.
Kiedy Taylor szarpie mnie za ramię, jestem zmuszony się zatrzymać.
- Oszalałeś?! Co jest tak ważnego, żeby opuszczać spotkanie z fanami?
Moje milczenie jest chyba wystarczającą odpowiedzią, bo jej wyraz twarzy gwałtownie się zmienia ze zdezorientowania na wściekłość.Ale nie większą, niż moja względem niej.
- Jedziesz do niej, prawda? - opuszcza ręce wzdłuż ciała, zaciskając dłonie w pięści, co nie umyka mojej uwadze.
Zupełnie nie rozumiem jej zachowania. Co w tym dziwnego, że martwię się o Hailey?
- Spieszę się. - mówię wymijająco i otwieram drzwi kierowcy, próbując wsiąść do samochodu, jednak ona przytrzymuje je ręką.
Jeżeli zaraz jej stamtąd nie zabierze, ja to zrobię.
- Kim ona jest, że bez powodu rzucasz dla niej wszystko?! - jej głos przepełniony jest jadem, kiedy mierzy mnie wzrokiem. Zaciskam szczękę i odwracam się twarzą do niej.
- Kimś, kim ty nigdy nie będziesz. - warczę, nie przejmując się sposobem, w jaki się do niej odnoszę. Nie tym razem. 
- I nie zapominaj, że tak naprawdę łączą nas sprawy czysto zawodowe - syczę.
Cofa się o krok, zaskoczona moimi słowami. Ja sam jestem nimi zdziwiony, bo nigdy nie powiedziałem jej tego w taki sposób. Nie myślałemt nawet, że tak uważam. Dopóki nie poznałem Hailey.
- Simon dowie się o wszystkim.. - już wie, dodaję w myślach.
Zayn też chciał jechać, ale Simon pozwolił wyjść tylko jednemu z nas. Zdziwiłem się, gdy Malik poklepał mnie po ramieniu i kazał zadzwonić jak tylko się czegoś dowiem. Sądziłem, że to on pojedzie - ..zarząd zresztą też. - dodaje, gdy widzi, że nie robi to na mnie wrażenia i siedzę już w samochodzie. Zanim zamykam drzwi, patrzę na nią po raz ostatni i zastanawiam się, co ja w niej widziałem.
- Świetnie. Może w końcu definitywnie rozwiążemy to gówno, którego nie zamierzam dłużej ciągnąć.
Kiedy odjeżdżam, widzę w lusterku jak pokazuje mi środkowy palec. Nie mogłoby mnie to mniej obchodzić.
Droga do mieszkania normalnie zajmuje mniej niż godzinę, dlatego zwiększam prędkość na niemal trzykrotnie większą niż dozwolona. Kilka razy zauważam błysk flesza, kiedy radar robi mi zdjęcia, ale w dupie mam ile dostanę mandatów, bo dzięki temu w ciągu dwudziestu minut jestem na miejscu. Biegnę po schodach na czwarte piętro. Nie mam czasu czekać na windę.
Wchodzę do mieszkania, kierując się prosto do salonu, gdzie ostatnio (jak wywnioskowałem z rozmowy) była Hailey. Moja panika rośnie, kiedy nie ma dostrzegam jej w zasięgu wzroku. Wołam jej imię raz po raz, ale odpowiada mi głucha cisza.
Jej pokój.
Pokonuję po dwa schody na raz, kierując się w stronę wcześniej wspomnianego miejsca. Moja klatka zapada się, kiedy widzę, że są otwarte, a w środku nie ma nikogo. W nerwowym geście przeczesuję palcami swoje włosy, ciągnąc za końce.
Cholera, cholera, cholera.
Gdzie ona może być?
Nic nie przychodzi mi na myśl, poza..
Odwracam się w drugą stronę i naciskam klamkę, popychając drzwi z taką siłą, że aż dziwię się, że nie wypadły z zawiasów. Uderzają o ścianę z hukiem w momencie, kiedy przekraczam próg.
I wtedy ją zauważam. Leży na moim łóżku, skulona, tuląc głowę do poduszki. A przynajmniej to robiła, do momentu, kiedy się tu nie zjawiłem.
Ogarnia mnie ulga.
Potworna ulga, zalewająca całe moje ciało.
Hailey otwiera szeroko oczy i patrzy na mnie w szoku. A ja staram się przestać zastanawiać nad tym, dlaczego moje serce bije tak szybko na myśl, że zasnęła w moim pokoju.

*Hailey*
Siadam gwałtownie na łóżku, odsuwając od siebie kołdrę.
Nie powinien mnie tu widzieć.
W ogóle nie powinnam tu przychodzić. Nie wiem dlaczego to zrobiłam.
- Harry.. - mój głos drży z niepewności - co się stało? Wyglądasz na zdenerwowanego..
Wpada tu, niemal rozwalając drzwi, a ja mówię coś takiego. Oczywiście, że coś się musiało wydarzyć.
Harry odchyla głowę do tyłu, wypuszczając ze świstem powietrze z ust, jakkby dopiero teraz mógł swobodnie odetchnąć.
- Dlaczego nie odbierałaś moich telefonów? - pyta, splatając ręce na karku i przenosząc na mnie swój wzrok - dzwoniłem chyba z milion razy.
Upuściłam telefon, kiedy powiedziałeś mi, że jestem dla ciebie bardzo ważna. Próbowałam go naprawić, bym mogła do Ciebie oddzwonić i zapytać czy się nie przesłyszałam, ale się nie udało.
- Zepsuł mi się telefon - mówię zamiast tego. Jestem niemal pewna, że na moich policzkach pojawiają się rumieńce, z powodu niedopowiedzianej reszty.
Harry wzdycha i siada obok mnie na materacu.
- Martwiłem się.
Nie mogę nic poradzić na szybsze bicie serca.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Bałem się, że coś się stało.
- Chciałam do ciebie oddzwonić, ale nie miałam jak. Przepraszam. - mówię z przepraszającym uśmiechem. Potakuje głową i wyciąga telefon z kieszeni. Informuje mnie, że chłopcy kazali mu wysłać sms'a, czy wszystko w porządku. Kiedy chowa urządzenie, patrzy na mnie intensywnie. W jego oczach, dostrzegam wszystkie te uczucia, o których mówi. Niesamowite.
Przyznaję się przed sobą, że mam cholerną ochotę, by go pocałować, kiedy otwiera się przede mną. Zaskakuje mnie, gdy zwraca się do mnie niepewnie.
- Mogę cię o coś zapytać? Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj.
- Jasne.
Milczy przez moment, a ja obserwuję, jak zastanawia się nad doborem słów.
- Dlaczego tu jesteś? No wiesz, w moim pokoju..
Bawię się palcami, unikając jego przeszywającego spojrzenia.
- Ja.. sama nie wiem. - powiedzieć, że czuję się zażenowana to za mało.
- Nie chodzi mi o to, że mam coś przeciwko, nie! Absolutnie. Tak po prostu się zastanawiam - tłumaczy się gorączkowo.
Ta sytuacja jest dziwna dla nas obojga.
- Okej. - szepczę cicho.
Siedzimy w ciszy. Nie słychać nic innego, prócz naszych oddechów.
- Czemu przyjechałeś sam? Co z chłopakami?
- Musieli zostać. - marszczę brwi.
- Jak to? Myślałam, że już skończyliście.
- Nie do końca..
Harry masuje kark dłonią, unikając mojego wzroku.
Opuścił spotkanie z mojego powodu?
- Oh.. - ciche westchnięcie wyrywa się z moich ust, a w brzuchu pojawiają się przysłowiowe motylki.
Skubię skórki przy paznokciach, unikając jego wzroku. Nie do końca wiem, jak mam się zachować. Kątem oka widzę, że wciąż mnie obserwuje. I kiedy się odzywa, nie mogłabym być bardziej zszokowana jego słowami.
- Pokłóciłem się z Taylor.
Podnoszę głowę i patrzę mu w oczy.  Intuicja podpowiada mi, że to ja byłam powodem ich sprzeczki.
- Przykro mi. - mówię.
Ale on uśmiecha się na te słowa.
- Nie powinno.. - wzrusza ramionami. - Mi nie jest. Ani trochę.
Kąciki moich ust drgają ku górze, słysząc to. Aby nie zauważył uśmiechu, którego nie potrafię powstrzymać, spuszczam głowę. Kosmyki włosów zasłaniają mi twarz, na co dokładnie liczyłam. Palcem jednej ręki wodzę po wzorkach na pościeli, starając się skupić na czymś innym, niż jego usta. 
Myślę, czy powinnam mu powiedzieć o rozmowie Taylor z Martinem. Nie do końca chcę się przyznawać, że ich podsłuchiwałam, ale przecież tego nie chciałam. To był czysty przypadek. Poza tym, to Swift weszła za mną do tej toalety.
Zastanawiam się, czy Harry go zna. I co ten facet, którego nie widziałam nigdy na oczy, ma wspólnego z moją osobą.
A ma. Bo Taylor wspominała mu wtedy o mnie. Odburknęła mu coś w stylu, że nie jest na tyle głupia, by rozmawiać z nim przy Harrym, a później dodała z pogardą, że zarząd kazał mi zostać z nimi. Powiedziała to w taki sposób, że jestem przekonana, że ten mężczyzna nie słyszał o mnie po raz pierwszy. I oboje z Taylor nie mają o mnie dobrego zdania.
Kiedy podnoszę wzrok i decyduję się, by podzielić się z nim moimi myślami, Harry wcale nie znajduje się w swojej poprzedniej pozycji. Nie zauważyłam nawet, kiedy zdążył podnieść się z materaca i przenieść się bliżej mnie, zostawiając jednak bezpieczną odległość między nami.
W momencie, gdy otwieram usta, by zadać mu pytanie, on dotyka mojego nagiego kolana zewnętrzną stroną dłoni. Przez całe moje ciało przechodzi paraliżujący dreszcz, kiedy jego zimna skóra styka się z moją. Podświadomość podsuwa mi myśl, że ta reakcja wcale nie jest wywołana temperaturą, a samym dotykiem. Sama nie wiem, czy dziękować sobie za to, że założyłam krótkie spodenki, czy raczej powinnam tego żałować. Na chwilą obecną, wybieram pierwszą opcję.
Kontakt ten trwa jednak zaledwie sekundy, bo Harry zabiera rękę i kładzie ją przed sobą, tuż przed moimi skrzyżowanymi nogami. Podpiera się na dłoni drugiej ręki i obserwuje moją reakcję z małym uśmiechem. Zagryza dolną wargę, a w jego oczach pojawia się radość i.. pożądanie? Nie sądzę, by tak było.
Patrząc na niego, zapominam co chciałam powiedzieć. Moje myśli ulotniły się niczym powietrze z balona. Ale teraz mnie to nie obchodzi.
Chcę tylko, żeby znowu mnie dotknął, myślę.
Gdy przełykam ciężko ślinę, zerkając na jego dłoń spoczywającą tuż obok mnie, kącik jego ust drży ku górze. Jestem pewna, że zauważa to wszystko, co się ze mną dzieje, bo jego palce drgają, by za chwilę stukać nimi o materac.Biorę głębszy wdech, kiedy jego dłoń powoli przesuwa się na wcześniejsze miejsce. Muska opuszkami palców miejsce tuż nad kolanem, nie odrywając ode mnie wzroku. Trzyma ją tam przez chwilę, czekając aż zaprotestuję. Ale nic takiego nie mam zamiaru robić. Podejrzewam, że nawet gdyby rozsądek przemówił mi do rozumu, nie potrafiłabym się odsunąć. Nie teraz, kiedy wiem, że Harry nie jest już związany emocjonalnie z Taylor. Nie musi mi powtarzać tego dwa razy.
Mój oddech robi się coraz cięższy, kiedy sunie ręką coraz wyżej. Mam wrażenie, jakby pokój zmniejszył się o kilka rozmiarów, a ktoś podkręcił temperaturę o jakieś trzydzieści stopni. W momencie gdy jego dłoń znajduje się na moim udzie, tuż przy zakończeniu spodenek, z trudem powstrzymuje się od jęku. Przygryzam wargę, by stłumić napięcie gromadzące się w dolnych partiach brzucha.
Na twarzy Harry'ego nie ma już uśmiechu. Jego źrenice powiększyły się, a szmaragdowy odcień oczu zdaje się być przysłonięty przez natłok emocji. Przesuwa rękę w dół moich pleców i jednym, szybkim ruchem, przysuwa mnie do siebie. Przenosi obie dłonie na moje pośladki i przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie. Serce wali mi w piersi jak oszalałe i staram się opanować drżące ciało, dlatego wczepiam palce w jego włosy. Harry pochyla głowę i opiera swoje czoło na moim. Patrzy na moje usta, by za chwilę przejechać kciukiem po ich dolnej wardze. 
- Chciałaś wcześniej coś powiedzieć? - dyszy głośno, a jego miętowy oddech otula moją twarz. Nasze usta są tak blisko siebie, że ta odległość niemal sprawia mi ból fizyczny. Jak może w takiej chwili pytać mnie o cokolwiek.
- Teraz to nieistotne - udaje mi się wydusić. Przejeżdżam palcami po jego lokach, przez co momentalnie podnosi głowę i skupia wzrok na moich oczach. Nigdy nie czułam się tak wyjątkowo jak w tej chwili przy Harrym. Patrzy na mnie z takim uwielbieniem, że aż kręci mi się w głowie.
- Też tak uważam - mówi, po czym popycha mnie na materac i wpija się w moje usta. Całuje mnie z taką zachłannością, z jaką nigdy wcześniej nie byłam całowana. Podpiera się na łokciu tuż przy mojej głowie, a drugą rękę wsadza pod moją koszulkę. Czuję jak pali mnie skóra w miejscach, gdzie zatrzymują się jego palce. Wykorzystuje chwilę, gdy rozchylam usta pod wpływem jego dotyku i pogłębia pocałunek. Jego język posługuje się z taką sprawnością, że nie mogę oprzeć się myśli, ile dziewczyn mogło tego doświadczyć. Próbuję przekonać samą siebie, że ukłucie w piersi nie jest wywołane zazdrością. Chcąc pozbyć się tych myśli, skupiam się na przyjemności, jaką mi daje. Przygryzam jego dolną wargę i pociągam delikatnie za końce włosów. W momencie gdy to robię, z jego gardła wydobywa się gardłowy pomruk zadowolenia. Uśmiecham się pod nosem na tą reakcję, a Harry odrywa się po to, by przytulić swój policzek do mojego.
- Jeżeli nie chcesz, bym stracił jądra, to powinnaś zacząć nosić dłuższe spodenki - ochrypły głos,  wypełnia pomieszczenie, a następnie przygryza płatek mojego ucha. Na potwierdzenie swoich słów przyciska swoje biodra do moich, przez co mogę poczuć jego wyraźną erekcję.
Na moją twarz wpływają rumieńce. Chcąc spełnić jego życzenie, przenoszę rękę na dół spodenek, by obciągnąć je lekko w dół, ale kiedy to robię, przez przypadek dotykam dłonią krocza Harry'ego. Bierze głośny haust powietrza, gdy tylko moje palce znajdują się na materiale jego dżinsów. Zamieram, nie wiedząc jak mam się zachować. Czuję, że czerwienię się coraz bardziej. Kiedy podnosi głowę, widzę, że ma zamknięte oczy. Zabieram rękę i odwracam głowę w bok, wpatrując się w kremową ścianę. 
- Przepraszam.. 
Szepczę w tym samym momencie, kiedy drzwi mieszkania się otwierają. Zayn woła moje imię od wejścia, co wyrywa mnie z obecnego stanu błogości. Przesuwam się na bok, wyrywając się spod ciała Harry'ego, zanim ktokolwiek zdąży zobaczyć co robimy. Kiedy wstaję z łóżka, słyszę jak Styles jęczy z zawodem. W końcu udaje mi się obciągnąć spodenki w dół.
- Jeżeli teraz martwisz się o to, czy mi stanął, to już za późno.
Odwracam się do niego przodem, mając świadomość, że moja twarz przypomina kolor dojrzałego buraka. Mimo to, patrzę na niego oburzona, a on śmieje się, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Czuję się jednocześnie zażenowana, ale i.. podniecona. Fakt, że tak na mnie reaguje sprawia mi chorą satysfakcję.
Zayn wypowiada moje imię po raz kolejny. 
- Już idę! - odkrzykuję, wiedząc, że naprawdę już muszę. I robię to.
Ale gdy tylko przekraczam próg, mam wrażenie, jakby jakaś niewidzialna siła ciągła mnie z powrotem do Harry'ego. I jestem tym przerażona, bo nikt wcześniej nie wywoływał we mnie takich uczuć.




Nie wiem kto jest bardziej zaskoczony faktem, że udało mi się W KOŃCU napisać nowy rozdział - ja, czy wy. 
Kilka/ kilkanaście dni zbierałam się do pisania ostatniej sceny, bo chciałam żeby było perfekcyjnie. Ostatecznie pisałam ją przez cały dzisiejszy dzień. XD 
Proszę, błagam, klęczę, staję na palcach i wszystko inne, byście tylko dali znać jak wyszło. Pod ostatnim rozdziałem nie było ŻADNEGO komentarza, przez co jeszcze bardziej zwlekałam z pisaniem, bo czuję, że chyba już nikt na niego nie czeka. :( 
Jeżeli jednak się mylę, proszę jeszcze raz o opinię. Kocham Was, i do zobaczenia! ♥ xx

Ps. Nie wiem jak Wy, ale ja wciąż nie mogę uwierzyć, że Johannah - mama Lou nie żyje. 

Obserwatorzy