piątek, 29 lipca 2016

Rozdział 24

- proszę, jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz -

Idziemy długim, wąskim korytarzem mijając różnych, pracujących tam policjantów. Razem z Harry'm mamy spięte ręce z przodu kajdankami. Do aresztu prowadzi nas dwóch funkcjonariuszy. Kiedy nas złapali, nie dali nam dojść nawet do słowa. Traktowali nas jak rasowych przestępców, którzy popełnili jakąś wielką zbrodnię.
- Tłumaczę panu, że to nieporozumienie. - Harry cedzi wyraźnie każde słowo, pokazując swoje zdenerwowanie. Próbuje się wyszarpać i uwolnić ręce z metalowych obręczy. 
Policjanci zaczynają się śmiać, gdy stajemy przed tymczasową celą. Jeden z nich przekręca klucz i drzwi uchylają się ze skrzypnięciem, po czym wprowadzają nas do środka. 
- Synku, nie jeden już tak mówił, a każdy zawinił. - jego głos przepełniony jest kpiną. Widzę jak mięśnie Harry'ego napinają się pod koszulą, dlatego dotykam spiętymi dłońmi jego ramienia, starając się okazać mu wsparcie.
Bierze głęboki wdech i zamyka na chwilę oczy.
- Jestem jednym z właścicieli tego budynku. Jeżeli będę miał ochotę wejść sobie o północy do  cholernego biura, to tak zrobię. A teraz zdejmij nam te pieprzone kajdanki i nas stąd wypuść, zanim stracę cierpliwość. - jego klatka piersiowa unosi się ciężko i opada, a dłonie zaciska w pięści.
Jestem pewna, że gdyby Harry teraz miał możliwość, to z całą pewnością przywaliłby temu gościowi w twarz.  Myśl o tym sprawia, że cieszę się, że nie jest w stanie tego zrobić. Boję się, że mógłby mieć przez to kłopoty. 
- Usiądźcie sobie tam z tyłu, nie krępujcie się. Trochę czasu tu jednak spędzicie. - celowo rozdrażnia Harry'ego i wskazuje na drewniana ławkę postawioną z boku. Chłopak otwiera usta, by mu się odgryźć, jednak uprzedzam go, stając przed nim.
- Jak długo to wszystko potrwa? - pytam łagodnym głosem. Mężczyzna siada przy biurku na wprost nas. Dopiero teraz zauważam, że drugi policjant gdzieś zniknął. 
- Próbowaliśmy się dodzwonić na numery podane ochronie, ale nikt nie odbiera. - informuje, gładząc czarne wąsy.
- Ja spróbuję. Mamy prawo do jednego telefonu. - Harry oświadcza stanowczo zza moich pleców.
Funkcjonariusz zaczyna się śmiać, patrząc wymownie na Styles'a, jakby chciał mu powiedzieć, że zna obowiązujące prawa. Słysząc za sobą urywany oddech Harry'ego wiem, że nie skończy się to dobrze.
- Bawi cię to, kurwa? - Harry warczy. Przełykam ciężko ślinę, słysząc jego wściekły ton. Wiem, że z całych sił powstrzymuje się przed większym wybuchem, ale widok tego faceta, samej mi działa na nerwy.
- Absolutnie nie. - mówi, akcentując każdą sylabę i wykłada nogi na służbowe biurko, nie przejmując się znajdującymi się na nim papierami. Nie zwraca nawet uwagi na przekleństwo Harry'ego. Pewnie jest przyzwyczajony do takiego języka w swojej pracy.
Odwracam się przodem do Harry'ego i zmuszam go do spojrzenia na mnie, zanim zdąży wdać się w dalszą kłótnię. Przenosi na mnie swój wzrok, zaciskając mocno szczękę. Jego brwi są ściągnięte, co sprawia, że wygląda o wiele groźniej niż zazwyczaj. Unoszę swoje ręce do jego twarzy  i dotykam wierzchem dłonią jego policzka. Patrzy na mnie jak zahipnotyzowany, a z jego oczu powoli ulatnia się wściekłość.
- Daj spokój. - szepczę, by tylko on mógł mnie usłyszeć. Gładzę lekko jego skórę, dopóki nie zaczyna się rozluźniać. - Daj mu swój telefon. Zadzwoni do któregoś z chłopaków, by nas stąd odebrali. - mój głos jest delikatny i wcale nie zdradza euforii, która wypełnia moje serce z powodu bliskości między nami.
- Problem w tym, że zostawiłem go w samochodzie pod biurem. - wzdycha. Jest już całkiem spokojny. Na jego twarzy maluje się jedynie zażenowanie.
Uśmiecham się do niego pokrzepiająco, by nie zwalał na siebie całej winy. Wiem, że to właśnie robi.
- W porządku. Nic się nie dzieje. - zapewniam go. Powinnam być wściekła, że wpędził mnie w takie bagno, ale z całą pewnością daleko mi do tego. To pokręcone, ale tak właśnie jest. Jakaś część mnie wciąż jest podekscytowana tym wieczorem.
Patrzy na mnie jeszcze przez chwilę, po czym przenosi wzrok ponad moim ramieniem. Opuszczam swoją dłoń i podchodzę do drewnianej ławki z boku. Siadam na niej i opieram się plecami o zimną, betonową ścianę.
- Simon Cowell. Zadzwońcie do niego. - Harry mówi opanowany. Następuje chwila ciszy, by potem funkcjonariusz ponownie parsknął śmiechem. Odchyla się na krześle, odrzucając głowę do tyłu i zaczyna się śmiać głośniej, niż powinien. Echo potęguje tylko jego głos.
- Masz bujną wyobraźnię, chłopcze. - zaciskam pięści. Co za dupek.
- Nie pytam cię o zdanie. Po prostu to zrób. - głos Harry'ego jest całkowicie opanowany i nie mam pojęcia jak mu się to udaje zrobić. Nie wiem czy to moja zasługa, ale moje serce rośnie na samą myśl, gdyby robił to dla mnie.
- Dlaczego niby miałby go obchodzić los waszej dwójki? - nadal się śmieje, wskazując na nas palcem. Kpina w jego postawie sprawia, że już nie wytrzymuję.
- Może dlatego, że jest jego pieprzonym menadżerem. - postanawiam bronić Harry'ego.
Oboje odwracając się twarzą do mnie, przerywając swoją dyskusję. Sama nie wiem dlaczego z moich ust wypłynęły tak ostre słowa. Niemal od razu chcę je cofnąć i przeprosić, ale widząc reakcję tego mężczyzny postanawiam tego nie robić. Jego mina tężeje, a z twarzy znika kpiący uśmiech. Zdaje się, jakby po raz pierwszy w końcu uwierzył, że nie jesteśmy przestępcami, za których nas uważa. Harry chyba też to dostrzega, bo odwraca się od krat i idzie w moją stronę puszczając mi oczko. Ciągnie moją wypowiedź dalej.
- Nie przejmuj się, Hayls. - zaczyna głośno, by mieć pewność, że policjant wszystko usłyszy. - Kiedy stąd wyjdziemy, na najbliższym wywiadzie powiem, że odmówiono nam przysługujących praw. Prasa z całą pewnością będzie zainteresowana, co mam im do powiedzenia w sprawie dzisiejszych władz. - kontynuuje lekceważąco. - Ale i tak najbardziej jestem ciekaw reakcji jego przełożonych, gdy się dowiedzą jak nas potraktowano. - zagryzam dolną wargę, by się nie roześmiać. Harry jest taki bezczelny.
Siada obok mnie, przez co nasze ramiona się stykają. Idzie w moje ślady i opiera się o ścianę. Wyciąga nogi przed siebie i krzyżuje je w kostkach, po czym obraca głowę w moją stronę, przypatrując mi się w skupieniu. W jego oczach nie widzę już poczucia winy, a jedynie rozbawienie.
Czekamy jeszcze chwilę, patrząc na siebie i spodziewając się, co się za chwilę wydarzy. Po kilku sekundach funkcjonariusz przełamuje ciszę.
- Dobra, jak więc niby mam się z nim skontaktować? - jego głos całkowicie nie przypomina tego, jak się do nas odnosił poprzednio. Słychać w nim szacunek, ale i jakby wstyd i zdenerwowanie. Nic dziwnego, skoro Harry postraszył go komendantem.
Harry wzrusza ramionami i patrzy na niego, gdy podchodzi do krat.
- A dlaczego niby miałoby mnie to obchodzić jak to zrobisz? - przedrzeźnia go i powtarza jego słowa. Tym razem role się odwróciły, i to Harry rzuca mu kpiący uśmiech. - Jakoś sobie poradzicie. - dodaje. Nie wytrzymuję i parskam śmiechem, co zwraca uwagę ich obojga. Harry patrzy na mnie takim wzrokiem, że momentalnie robi mi się ciepło na sercu. Jego oczy przepełnione są radością, ale i kryją coś, czego nie potrafię określić.
Mężczyzna odchrząkuje, odwracając tym samym moją uwagę od hipnotyzujących tęczówek Harry'ego. Sięga ręką do klamerki spodni, gdzie zawieszony ma pęk kluczy. Odpina je i podnosi na wysokość twarzy.
- Nie stwarzacie już zagrożenia, więc mogę was odkuć. Dajcie ręce. - burczy pod nosem, jakby działał wbrew swojej woli. Strach przed utratą pracy jednak jest ponad jego urażoną dumą.
Ściąga nasze kajdanki i rzuca je na biurko. Śmieszne, że nagle nie musimy ich mieć.
Zanim odchodzi, mówi Harry'emu, że jest dupkiem, i choćby miał wygrzebać numer Simona spod ziemi, to i tak to zrobi. Chłopak życzy mu na odchodne powodzenia, mówiąc, że raczej nie prędko mu się to uda.
Odsuwam się od krat i idę w głąb celi.
- Dlaczego nie mogłeś mu podać chociaż jego adresu? - odwracam się i pytam go z lekkim uśmiechem, kładąc ręce na biodrach. Harry uśmiecha się szeroko, ukazując jednocześnie swoje słodkie dołeczki.
- Powinien był nas wysłuchać od początku, a nie dopiero, gdy srał w gacie ze strachu. - nie spuszcza ze mnie wzroku, gdy rozmasowuje swoje nadgarstki. Widzę na nich czerwone ślady po kajdankach. Domyślam się, że pewnie musi go to boleć, gdyż długo się z nimi szarpał.
Kręcę głową na boki.
- Jesteś niemożliwy, Harry. - mówię rozbawiona. Wychodzę ze swoich szpilek i ciskam nimi w kąt pomieszczenia. Są cholernie niewygodne, i gdyby nie to, że są takie piękne, już dawno bym je wyrzuciła. Podchodzę do ławki i opadam na nią z westchnięciem. Opieram łokcie na kolanach i podpieram głowę na rękach, po czym patrzę na Harry'ego, wydymając dolną wargę.
- Spędzimy tu wieki. - mówię. Przymykam powieki i kołyszę się lekko na boki. W głowie dźwięczy mi melodia piosenki, do której tańczyliśmy.
Mija chwila, zanim Harry to mówi.
- Nie będzie mi to przeszkadzać, tak długo, jak jesteś tu ze mną.
 Przestaję się ruszać. Odtwarzam w głowie te słowa, i wiem, że są moimi ulubionymi, jakie kiedykolwiek do mnie powiedział.
Otwieram oczy i widzę, że stoi nadal w tej samej pozycji, zanim je zamknęłam. Zastanawiam się przez chwilę, czy aby na pewno się nie przesłyszałam. Jednak spojrzenie, jakim mnie teraz obdarowuje daje mi przekonanie, że to się naprawdę wydarzyło. Widzę tą szczerość w jego oczach.
- Mi też, Harry. - odpowiadam bezgłośnie, lecz wiem, że zrozumiał. Uśmiecha się.
To nasza chwila. Oddałabym wszystko, by móc zatrzymać czas. Sprawić, że już zawsze będziemy wpatrywać się w siebie bezustannie.
Jakby nic innego nie miało znaczenia; reszta świata nas nie dotyczyła, bo nie zauważamy nikogo poza sobą. Jakbyśmy byli w sobie zakochani do szaleństwa.
Czy Harry myśli o tym samym? Czy widzi mnie u swojego boku, tak jak ja to robię? Czy chciałby spróbować czegoś więcej niż przyjaźń?
To tylko namiastka tego, o co chcę go zapytać. Myśli kłębią się w mojej głowie, próbując przebić się przez rozsądek. Nie potrafię jednak wydusić z siebie nawet słowa, by rozwiać swoje wątpliwości. Wydaje mi się, że za bardzo boję się tego, co mi odpowie. Jestem przerażona na myśl o kolejnym odrzuceniu. Na myśl, o odrzuceniu przez Harry'ego. 
Podchodzi bliżej i siada obok mnie. Odchyla głowę do tyłu i opiera ją o ścianę. Patrzy w sufit i wypuszcza głośno powietrze.
- Naprawdę nie jesteś zła, że wylądowałaś tu przeze mnie? - pyta z zamkniętymi oczami. - Nie musisz tego przede mną ukrywać, po prostu mi powiedz. - poczucie winy w jego głosie jest niemal namacalne.
- Przez ciebie? To była także moja decyzja, jeśli już. Nie pochlebiaj sobie. - szturcham go w ramię. Przenosi na mnie swój wzrok.
- Ale to ja Cię namówiłem. - widzę jego niepewność za równo w oczach, jak i w postawie.
- A ja nie żałuję. - zapewniam go. Dopiero wtedy na jego twarzy pojawia się ulga. Chwilę później obdarza mnie jednym z najpiękniejszych uśmiechów, jakie kiedykolwiek widziałam. Odwzajemniam go.
- No, co prawda nie jest to zachowanie typowe dla dżentelmena, ale na moich zasadach może puszczę to w niepamięć.. - przymykam oko i unoszę palec wskazujący. - ..ale to tylko dlatego, że jest mi odrobinę głupio, że chciałam ci zepsuć plany.
Harry niespodziewanie przyciąga mnie do siebie i przytula do swojej piersi, a następnie całuje delikatnie we włosy. Obejmuje moje ciało rękoma, a ja już wiem, że nie chcę, by kiedykolwiek mnie z nich wypuszczał.
I wtedy to się dzieje.
- Taylor pewnie wrzeszczałaby na mnie, gdyby miała spędzić tu choćby minutę. - zamykam oczy, czując ból w piersi. Dlaczego ze wszelkich możliwych osób, poruszył akurat jej osobę?
Harry widocznie czuje, że moje ciało sztywnieje, a ja za wszelką cenę nie chcę dać po sobie poznać, jakie targają mną emocje. Odsuwam się od niego, wykorzystując chwilę, kiedy jest równie zdezorientowany swoimi słowami co ja, i odwracam głowę w bok.
- Hayls, przepraszam. Ja, kurwa, nie mam pojęcia czemu to powiedziałem. - mówi pospiesznie.
Potakuję głową, że rozumiem i silę się na słowa, których wcale nie mam na myśli.
- W porządku. - nic nie jest w porządku.
- Naprawdę, nie chciałem tego powiedzieć. Ja.. nie wiem co sobie myślałem, i..
- Harry, przestań proszę. - jego tłumaczenia sprawiają mi jeszcze większy ból. Byłam głupia myśląc, że mógłby woleć mnie, zamiast niej. Nie dorastam jej do pięt.
Odsuwam się od niego i siadam na końcu ławki. Boli mnie to, że muszę zachować dystans, ale tak będzie lepiej. Dla nas obojga.
Harry wyciąga dłoń w moim kierunku, i zbiera się, by coś powiedzieć, lecz w tym momencie do krat podchodzi ten sam policjant co wcześniej, a u jego boku stoi nikt inny, jak Simon Cowell. Funkcjonariusz rzuca nam spojrzenie pełne wyższości, jednak nie może nas to teraz mniej obchodzić.
Simon ubrany jest w dżinsy i prostą, czarną koszulkę. Wory pod oczami i sterczące włosy, każdy w inną stronę utwierdza mnie w przekonaniu, że wybudziliśmy go ze snu. Nic dziwnego, skoro jest środek nocy.
Jedną rękę ma wsadzoną w kieszeń spodni, a drugą opuszczoną wzdłuż ciała. Światło lampki nocnej postawionej na biurku, jest jedynym źródłem oświetlenia pomieszczenia, przez co nie widzę dokładnie jego twarzy. Nie wiem, jak bardzo może być zły.
Funkcjonariusz przekręca klucz w zamku dwa razy, aż w końcu bramka ustępuje ze skrzypnięciem. Zrywam się na nogi i zakładam swoje szpilki na stopy. Widzę, jak Harry podnosi się z ławki, i staje za mną. Kiedy wychodzę zza krat, czuję jego obecność za sobą, lecz nie potrafię spojrzeć mu w twarz. Zamiast tego, wpatruję się w czubek swoich butów.
- Harry..
Głos Simona jest wyprany z emocji. Oczywiście, że jest zwiedziony, ma prawo być.
- Dzięki, Simon. - odburkuje.
Jestem zszokowana. Jak może być taki niewdzięczny. W głowie mi się to nie mieści. Na miejscu Simona wepchnęłabym go z powrotem do aresztu.
Mężczyzna załatwia wszelkie sprawy z unieważnieniem procesów i skarg związanych z naszym pobytem. Upewnia się, że nikt się nie dowie o całym zajściu, a nas tam nigdy nie było, po czym wychodzimy z budynku. Wszyscy troje idziemy w milczeniu. Kiedy wychodzimy na zewnątrz, Simon w końcu się odzywa.
- 'Dzięki, Simon'? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - ciężko powiedzieć, żeby był wściekły. Jest zdenerwowany, to prawda, ale nie wściekły. Sprawia wrażenie, jakby to nie było pierwszy raz, kiedy musi ratować mu tyłek, więc nie jest zaskoczony.
Harry wzrusza ramionami.
- Co chcesz jeszcze usłyszeć?
Mężczyzna staje w miejscu. Razem z Harrym robimy to samo.
- To nie o to chodzi, co chcę usłyszeć, Harry! Należą mi się chyba jakieś wyjaśnienia, po tym, jak zrywam się w środku nocy, by odebrać was z komisariatu. - podnosi głos. Wcale mu się nie dziwię.
Harry wsadza ręce do kieszeni dżinsów i patrzy na niego pustym wzrokiem. Milczy.
- Przepraszam za kłopot, panie Cowell. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. - postanawiam wziąć sprawy w swoje ręce i przełykam poczucie winy, gdy na mnie patrzy. Przygotowuję się, aż na mnie nawrzeszczy, ale nic takiego się nie dzieje. Stoi w tej samej pozycji, z zaplecionymi rękami na piersi. Mierzy mnie wzrokiem i wzdycha.
- Nie mam do ciebie żalu, Hayley. To co zrobiliście, było po prostu kompletnie nieodpowiedzialne, i staram wam się to uświadomić.
Spuszczam głowę. Wiem, że takie było. Zachowaliśmy się jak para niedorosłych gówniarzy, ale.. tego własnie było mi trzeba. Ta noc przypomniała mi, jak to jest być szczęśliwą. Jak na chwilę oderwać się od rzeczywistości, nie myśleć o konsekwencjach, i zostawić za sobą przykre wspomnienia. Dać ponieść się emocjom, i.. wylądować na komisariacie, dorzuca moje sumienie.
- Pewnie powinienem dać wam jakiś wykład, ale jesteście dorośli. Proszę was tylko, byście zachowali chociaż zdrowy rozsądek. - jego głos jest spokojny, ale słychać w nim prośbę. Podnoszę głowę i przytakuję. Nie mogę powiedzieć, że mi przykro, bo wcale tak nie jest.
- Tak się tylko zastanawiam, co wam strzeliło do głowy, żeby tam wchodzić? - jego głos przepełniony jest ciekawością. Patrzy na nas wyczekująco, ale żadne z nas się nie odzywa. Staram się ukryć uśmiech, który ciśnie mi się na usta. Kątem oka widzę, że Harry też się powstrzymuje. Simon, widząc to wzdycha, ale widać, że nie jest zły. Jest dla nas zdecydowanie bardziej wyrozumiały, niż powinien być.
Idziemy na parking, znajdujący się z tyłu budynku. Stoi tam czarne bmw, jak się domyślam, Simona. Obok zaparkowany jest samochód Harry'ego, który nie mam pojęcia skąd się tam wziął. Kiedy Harry pyta o to samo, dowiadujemy się, że na prośbę Cowella go tu przyholowano. Pomyślał absolutnie o wszystkim.
Otwiera drzwi od strony kierowcy i już ma zamiar wsiąść, kiedy Harry go zatrzymuje.
- Simon.. naprawdę dziękuję, że jak zwykle mogę na ciebie liczyć.
Jak zwykle.
Oboje rzucają sobie delikatne uśmiechy. Cieszę się, że to powiedział.
- Dajcie z chłopakami dziś dobry koncert. - mówi na odchodne i wsiada do środka. Odjeżdża z parkingu, zostawiając za sobą jedynie kłęby dymu, gdy wciska gaz i wjeżdża na drogę.
Idziemy z Harrym w jego ślady i jedziemy do apartamentu. Na zewnątrz powoli robi się już jasno przez wschodzące słońce. Jest już naprawdę bardzo późno, lub naprawdę wcześnie.. zależy jak na to patrzeć.
W ciągu drogi rzucamy sobie zdawkowe pytania. Atmosfera jest lekko napięta, ale nie nie do wytrzymania. Jestem wdzięczna, że nie porusza ponownie tematu Taylor.
Potem mówię, że jestem już trochę zmęczona (co po części jest prawdą), dlatego Harry przestaje mnie zagadywać.
Kiedy wchodzimy do mieszkania jest już całkiem jasno. Stawiamy kroki najciszej jak potrafimy, by nie zbudzić chłopaków. Z chwilą gdy Harry zamyka drzwi, ja stawiam ostrożnie kroki, wchodząc do salonu. Gdy tylko wyłaniam się zza ściany, przed moimi oczami, na kanapie siedzi Liam, Niall, Louis i Zayn, z wzrokiem utkwionym w mojej osobie. Ich telefony leżą na stoliku przed nimi, przez co domyślam się, że pewnie czekali na wiadomości od nas. Nie wiem, czy to Simon do nich zadzwonił, czy któryś z nich zauważył nasze zniknięcie. Louis wiedział jednak gdzie się wybieramy, dlatego też w jego oczach widzę malujące się współczucie.
Patrzę po kolei na każdego, lecz kiedy dostrzegam wściekłe spojrzenie mojego brata, rzucam mu nerwowy uśmiech i odwracam głowę do tyłu, szukając za sobą Harry'ego. Kiedy do mnie dołącza, staje równie wryty, co ja.
Zayn zaciska mocno szczękę, wpatrując się w nas morderczym wzrokiem. Przełykam ciężko ślinę równo z słowami, które wypowiada.
- Chyba mamy do pogadania.


-proszę, jeśli przeczytałeś/aś- zostaw komentarz-






Rozdział dziś wyjątkowo krótki, ale też szybko dodaję, bo jakoś tak miałam wenę. Chociaż nie powiem, żebym była jakoś specjalnie zachwycona. Wydaje mi się taki.. nijaki. Nie wiem.
A Wy co myślicie? Koniecznie dajcie znać w komentarzu! To dla mnie naprawdę bardzo ważne. ♥ x




4 komentarze:

  1. Harry, rusz tyłek, działaj szybciej XD Kocham to fanfiction bezwarunkowo więc 19494837/10 <3 Powodzenia i weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny jak zawsze ;) oby tylko ta wena przychodziła częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. JEŚLI TEN ROZDZIAŁ JEST DLA CIEBIE NIJAKI, TO JA NIE WYOBRAŻAM SOBIE JAK WYGLĄDA TEN Z KTÓREGO JESTEŚ ZADOWOLONA. CHCESZ NAS ZABIĆ, ZAWAŁ CZY COŚ XD Buziaczki, love

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuuuu, będzie ciekawie, aż się doczekać nie mogę :) Rozdział jak zawsze cudowny, ship mojego życia, hahahahahaha, kocham <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy