czwartek, 21 stycznia 2016

Rozdział 20

Zagryzam policzek od środka, nie mogąc być obecnie bardziej zażenowaną niż jestem. Staram się zignorować wściekłe spojrzenie Taylor, która wręcz kipi ze złości, szykując w myślach moją śmierć.
Mimo, że wiem, że to nie było fair w stosunku do niej, to w jakimś stopniu cieszę się, że to widziała. Próbuję ukryć uśmiech, który wkrada się na moją twarz.
Fakt, że Harry również nie udaje, że to wcale nie miało miejsca sprawia, że moje serce bije szybciej niż powinno. Nie obchodzi go to, że wszyscy nas widzieli. Myślałam, że będzie się starał jej to jakoś wytłumaczyć, lub choć okazać, że wcale tego nie chciał.. Tymczasem kiwa głową do Simona, który prosi go za sobą w kierunku gabinetu zarządu, idąc tuż za nim.
Czuję na swoim biodrze czyjś łokieć, więc patrzę w bok oderwana od myśli. Zayn patrzy na mnie z góry z zdezorientowanie na twarzy. Kiedy już mam zamiar się odezwać, starszy mężczyzna przerywa mi zanim zdążam cokolwiek powiedzieć.
- Zayn! Pospiesz się! Już i tak straciliśmy mnóstwo czasu przez te przeklęte windy! - woła w naszą stronę stanowczo, lecz wypowiadając ostatnie słowo przez jego twarz przebiega cień uśmiechu, gdy zerknął kątem oka na Harrego. Gorszego pierwszego wrażenia chyba nie mogłam zrobić. 
Zayn kiwa do mnie głową, bym szła pierwsza, co robię, natychmiastowo zakrywając twarz kosmykami włosów, by Simon nie mógł zobaczyć moich rumieńców.
- Najwyższy czas, by wreszcie coś z tym zrobić! - warknęła blondynka, nie spuszczając ze mnie wzroku. Louis, Niall oraz Liam dochodzą do drzwi w chwili, gdy słyszę za sobą stukot jej kilkunastocentymetrowych szpilek, dołączając do nich.
Mam ochotę parsknąć śmiechem, gdy Simon wyprasza ją, mówiąc, że nie może wejść z nimi. Mierzy go swoim spojrzeniem, nie kryjąc oburzenia po czym fuka obrażona. Rzuca swoją kopertówką na białą sofę w loży. Przełykam ciężko ślinę, zdając sobie sprawę, że zostanę z nią sam na sam. W końcu łapię z nią kontakt wzrokowy, a ona rzuca mi najbardziej fałszywy uśmiech, na jaki ją stać, dając mi do zrozumienia, że myśli dokładnie o tym samym co ja, przez co jej humor się poprawił.
Waham się przez chwilę, czy usiąść obok niej, jednak nie trwa to zbyt długo.
- Oh nie, nie. Ty idziesz z nami. - Simon zwraca się do mnie. Odwracam się do niego przodem, gdy wciąż trzyma otwarte drzwi, czekając aż wejdę. Chłopcy już są w środku.
- Przepraszam, ja? - wskazuję palcem na siebie, rozglądając się, czy mógłby mówić do kogoś innego.
 W duchu proszę Boga, bym nie musiała zostawać tu z nią.. Zachowuje się jakby Harry był jej własnością, w właściwie to nawet nie są razem! Po prostu się widują. Sprecyzował dokładnie jakie łączą ich relacje.
Oni się nie spotykają!
'Taa, tylko całował ją w windzie.. tuż potem i ciebie, a ty mu na to pozwoliłaś.' - dodaje głos w mojej głowie.
- Tak. Clive oraz Richard chcieliby cię poznać. - odpowiada, odsuwając moje myśli na bok.
Nie mam zielonego pojęcia kim oni są.
Zanim cokolwiek robię, mój wzrok mimowolnie wędruje do Taylor, która jak podejrzewam nie mogłaby czuć się bardziej urażona.
Moje przypuszczenia sprawdzają się, kiedy widzę jak zagryza szczękę, wbijając sobie swoje tipsy w wewnętrzną część dłoni.
Simon zaprasza mnie gestem ręki do środka. Stawiam niepewne kroki, podążając w jego stronę.
Nie wiem czego mam się spodziewać.
Cowell rzuca mi mały uśmiech, przez co lekko się rozluźniam. Może jeszcze nie do końca jestem skończona w jego oczach?
W momencie gdy przekraczam próg drzwi, potykam się o stopień, a nogi plączą mi się przez parę kroków, kiedy to nieudolnie staram się nie przewrócić.
Po kilku sekundach, kiedy wydaje mi się, że upadek jest nieunikniony, udaje mi się utrzymać równowagę.
- Cóż za gracja, panno Malik. - do moich uszu dobiega głos, który nie należy ani do Simona, ani tym bardziej do żadnego z chłopców. Przełykam ciężko ślinę, bojąc się spojrzeć w górę. Gorzej już chyba być nie może.
Podnoszę lekko głowę, zakładając kosmyk włosów za ucho.
Ogromny, szklany stół konferencyjny, ustawiony nieco bliżej okien kontrastuje z białą posadzką oraz ścianami tego samego koloru.
Na środku siedzi starszy mężczyzna o ciemnych włosach, w których głównie jednak przeważają siwe, wskazując na podeszły wiek. Facet obraca w dłoniach długopis z logiem firmy - Modest! Management.
Tuż za nim, z jedną ręką w kieszeni garnituru i teczką w prawej dłoni stoi drugi mężczyzna.Ten z kolei nie ma praktycznie żadnych włosów. Patrzy na mnie spod swoich okularów mierząc moją postać bez emocji. Nie mrugnął przy tym okiem choćby na ułamek sekundy.
Miejsce obok pierwszego z nich jest puste, co zresztą wcale mnie nie dziwi. Sama najchętniej uciekłabym stąd teraz z krzykiem.
Na następnym fotelu siedzi Niall, dalej Zayn. Po drugiej stronie naprzeciw niego znajduje się Harry, potem Louis i na końcu Liam. On najwidoczniej nic sobie nie robi z tak krótkiego dystansu między nim, a tamtym facetem.
Kiedy przejeżdżam wzrokiem po każdym z nich, widzę, że starają się ukryć rozbawienie. Oczywiście, że się śmieją. Zawsze muszę zrobić złe pierwsze wrażenie. Najpierw Simon, teraz to..
Mężczyzna za stołem wstaje, prostując swoją sylwetkę. Poprawia swój i tak już idealnie zawiązany krawat i kieruję się w moją stronę. Jego kroki wydają się być ciężkie, gdy salę wypełnia stukot butów, które z całą pewnością kosztują więcej niż mogę sobie wyobrazić.
Gdy staje przede mną, dosłownie czuję, jak wszystkie wnętrzności podchodzą mi do gardła.
- Clive Griffiths. Założyciel wytwórni Sony Entertainment Network. - wyższość w jego głosie jest oczywista, kiedy wskazuje ręką na wiszące certyfikaty oprawione w ramkach.
Kiedy słyszę jak słowa opuszczają jego usta od razu poznaję, że wcześniejsza uwaga była skierowana przez niego.
Wyciąga w moim kierunku dłoń, pochylając się lekko. Kątem oka szukam Simona, który w jakiś sposób pokazałby mi co mam robić. Mimo, że w ogóle go nie znam, to czuję, że pomógłby mi wybrnąć z tej sytuacji. W przeciwieństwie do chłopców, którzy wręcz dalej wydają się być rozbawieni.
Przełykam ciężko ślinę, niepewnie podając mu rękę.
- Hailey Malik, siostra Zayna. - staram się zignorować fakt, że nie mogę powiedzieć nic więcej tak, jak zrobił to on.
Moje serce wybija coraz to szybszy rytm, kiedy skanuje moje oczy, ściskając lekko moją dłoń z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przełykam ciężko ślinę i odsuwam się lekko, opuszczając ramię, zanim zrobi się jeszcze bardziej niezręcznie.
Wcale nie jestem onieśmielona jego osobą. Jestem tylko przerażona.
- Oh tak, trochę już o tobie słyszeliśmy. - mówi, wracając na swoje poprzednie miejsce.
- Naprawdę? - mówię zbyt szybko, a mój ton przepełniony jest zdziwieniem, przez co od razu karcę się w myślach. - To znaczy.. Ja o Państwu również. - poprawiam się szybko, przystępując z nogi na nogę. Clive zaintrygowany obraca głowę w kierunku Zayna, lecz ten zaciska usta w wąską linię pokazując, że nie zamierza się odezwać.
- Tak? - Nie. Nikt mi nic nie wspominał.
- Oczywiście. Same dobre rzeczy. - kłamię.
Gdy tylko to wypowiadam, Harry parska śmiechem pod nosem, kręcąc głową w rozbawieniu, co nie uchodzi uwadze Griffithsa, lecz nie komentuje tego w żaden sposób. Jestem zdezorientowana bardziej niż wcześniej.
- Usiądź. - wskazuje na wolne miejsce. Biorę głęboki wdech i na trzęsących nogach kieruję się w wskazane miejsce. Odsuwam fotel obok Zayna, a on rzuca mi pytające spojrzenie.
No co do cholery miałam mu powiedzieć!
Siadam na przeciwko Harrego, łapiąc z nim kontakt wzrokowy przez ułamek sekundy. Ta chwila wystarcza mi, by dostrzec jego głupawy uśmiech, kiedy opiera się o tył krzesła z założonymi na piersi rękoma. Ignoruję jego zachowanie, modląc się w duchu by wyjść stąd jak najszybciej. Sama nie wiem, czy nie lepiej byłoby już zostać na korytarzu razem z.. nią.
Drugi mężczyzna przemierza szybko odległość do stołu, stając na przeciw mnie, tuż nad Harrym.
- Richard Coleman. Prezes i właściciel przedsiębiorstwa Modest Management. - wypowiada z prędkością światła, rzucając z hukiem swoją teczką na miejsce przed szczerzącym się chłopakiem. Wywiera zamierzony efekt - wszyscy milkną.
- A teraz do rzeczy.. -  dopowiada surowo, opierając się rękoma o szklany blat i przekręca głowę w bok, by mieć widok na Harrego. Styles odwraca się niechętnie, obrzucając go lekceważącym spojrzeniem. Mężczyzna zaciska  pięści przed sobą. Na jego czole pojawia się pulsująca żyła, a sam robi się czerwony ze złości. Simon odchrząka z boku, zwracając tym samym uwagę Harremu. Sama nie wiem kiedy się tu pojawił, ale jego interwencja z całą pewnością była konieczna, ponieważ pod jego błagalnym wzrokiem zielonooki postanowia odpuścić.
- Musimy coś ustalić. - mówi nienawistnym tonem. Gdybym nie była tak przerażona, powiedziałabym mu, że mógłby być odrobinę milszy.
Nie, nie powiedziałabym. 
Zayn kładzie pod stołem swoją rękę na mojej, wyczuwając widocznie moje zdenerwowanie.
- Wszystko co dzieję się na backstage'u, pozostaje dla twojej wiadomości. Cokolwiek miałoby się wydarzyć, nie wolno ci o tym z nikim rozmawiać. Nic nie wychodzi poza ekipę. - daje szczególny nacisk na ostatnie zdanie . Prostuje swoją sylwetkę, przechadzając się tam i z powrotem.
- Fani nie powinni wiedzieć o niektórych rzeczach. - wtrąca Clive, splatając ręce przed sobą, jakby chciał wytłumaczyć jego wybuch w delikatny sposób.
- Głównie o ich relacjach z kobietami.. - Richard ponownie przemawia. Ohh.. ma na myśli..?
- Nie, nie chodzi tu o takie kobiety, Hailey. Mamy na myśli związki pod publikę. - Simon rozwiewa moje wątpliwości. Próbuje zwalczyć uśmiech, który za wszelką cenę chce wpłynąć na jego twarz.
- Ah, tak. Jasne. - rzucam nerwowo, próbując ukryć, że wcale nie miałam na myśli.. kobiet o lekkich obyczajach.
Związki pod publikę. Ustawki.
- Czy teraz.. - chcę zapytać, czy obecnie któryś z nich jest w takim związku, lecz Coleman przerywa mi, zanim zdążę dokończyć.
- Tak.
- Ja. - dopowiada Harry, pokrywając się z tym, co mówił wcześniej o nim i Taylor. Automatycznie przenoszę na niego wzrok, a on przejeżdża kciukiem po swojej wardze, wpatrując się we mnie hipnotyzującym spojrzeniem.
Wydaje mi się, czy nagle ktoś zabrał cały tlen z tego pomieszczenia?
- Harry i Taylor. Tylko oni. - wzdrygam się na wspomnienie jej imienia, co Styles oczywiście zauważa. Przechyla głowę lekko na bok, a kąciki jego ust szybują ku górze.
- Umawiasz się z kimś? - pyta mnie dalej Richard. Czuję jak zasycha mi w gardle.
- Słucham? - odwracam głowę w jego stronę, szukając jakiejkolwiek oznaki, że sobie żartuje.
- Słyszałaś. Nie będę powtarzać. - odpowiada lekceważąco.
- Co to za pytanie? - nie kryję oburzenia. Zayn ściska lekko moją dłoń.
- Normalne.
- W takim razie czemu Pan pyta? - mam ochotę dołożyć, że to nie jego pieprzona sprawa, lecz nie mam na tyle odwagi.
- Bo mogę. - kpi . - Więc? - biorę wdech.
- Nie. Nie umawiam się z nikim. - zagryzam policzek od środka, gdy w mojej głowie pojawia się twarz Davida. Nigdy więcej.
- Dlaczego? - ciągnie dalej.
- Daruj sobie! - wcina się mój brat, obrzucając go nienawistnym spojrzeniem, gdy ten nie ma zamiaru skończyć.
- Zayn! - Simon karci go, na co ten zaciska szczękę.
- Tak, czy inaczej.. - mówi obojętnie, pokazując, że ma gdzieś uwagę Zayna. - To dobrze, że nie.. Nie potrzebujemy kolejnego gówniarza, który tylko by nam przeszkadzał. - kpi. - Jeżeli miałby w ogóle zamiar cię odwiedzać. - ostatnie zdanie dodaje bardziej do siebie, parskając pod nosem.
- Licz się kurwa ze słowami. - ostry ton Harrego zaskakuje wszystkich. Łapie co chwilę urywany oddech, co pokazuje, że jest na granicy wytrzymałości, by się na niego nie rzucić.
Stanął w mojej obronie.
Słyszę, jak chłopcy stają po jego stronie, ale nie mogę wyłapać co dokładnie mówią.
Harry mnie broni.
- Panowie! - Clive podnosi głos, przerywając tym samym przygotowaną ripostę Richarda - Spokojnie. - dodaje łagodniej ze sztucznym uśmiechem.
Jego słowa wcale nie sprawiają, że zielonooki staje się spokojniejszy. Nadal zaciska pięści po obu stronach fotela. Dopiero, gdy Louis szturcha go łokciem, przenosi na mnie swój wzrok, a jego oddech staje się spokojniejszy. Zieleń jego oczu powoli zaczyna przybierać naturalny odcień.
Nasz kontakt wzrokowy nie trwa jednak zbyt długo, gdyż Griffiths zwraca się do mnie.
- To wszystko, panno Malik. Chcieliśmy cię tylko poinformować o naszych.. wymogach. - sam nie wie jak powinien to dokładnie ująć. - Dziękujemy. - skina głową,  dając do zrozumienia, że mam wyjść. Nie żebym sama nie chciała tego zrobić wcześniej.
Odsuwam fotel, puszczając rękę Zayna. Patrzy na mnie zmartwiony, na co rzucam mu lekki uśmiech. Walczę z sobą, by spojrzeć jeszcze raz na Harrego zanim wyjdę, jednak tego nie robię.
Gdy wychodzę na zewnątrz, na całe szczęście nigdzie nie dostrzegam Taylor. Bóg przynajmniej oszczędził mi rozmowy z nią. Mój umysł dziś już nie jest w stanie przetrawić kolejnych ataków z czyjejkolwiek strony.
Siadam na skórzanej sofie, którą wcześniej zajmowała. Śledzę wzrokiem przechodzących koło mnie ludzi w garniturach i kobiety w białych koszulach oraz ołówkowych spódnicach. Wszyscy wyglądają tak samo. Bez skazy, bez cienia uśmiechu na ustach, kiedy mijają się wzajemnie.
Kto normalny zgadza się tu pracować?
Ich ubiór nie wygląda dobrze pod żadnym względem. Powinni postawić na jedną kolorystykę i pozwolić pracownik przyjść w tym, w czym się dobrze czują zamiast ubierania jednakowych rzeczy. To nie szkoła, by nosić mundurki.
Klasyczny i zarazem elegancki strój byłby strzałem w dziesiątkę. Jestem pewna, że pracownicy czuliby się o wiele lepiej, mogąc zachować przy tym także swój gust. Każdy normalny stylista przyzna mi rację.
W mojej firmie byłoby to niedopuszczalne. Nie mam pojęcia kto zgodził się na coś takiego.
Podnoszę się z miejsca gwałtownie, gdyż mam wrażenie, że zaraz zwariuję.
Idę przed siebie, rozglądając się za toaletą.
Nie żebym musiała skorzystać, ale.. może przynajmniej tam nie będę musiała patrzeć na ten cały cyrk.
Gdy w końcu podchodzę do ostatnich drzwi, które okazują się wejściem do łazienki, słyszę zza rogu drugiego korytarza charakterystyczny głos.
- Martin, daj spokój! - stukot jej szpilek rozbrzmiewa coraz bliżej. - Tak, tak.. - bez wahania naciskam klamkę, wchodząc pędem do pomieszczenia i zamykam za sobą cicho drzwi, zanim zdąży mnie zauważyć. Wchodzę do kabiny i spuszczam deskę klozetową. Ledwo zdążam usiąść i podeprzeć łokcie na kolanach, a mój spokój zostaje zakłócony. Za wcześnie się cieszyłam, że udało mi się jej umknąć.
- Zdaję sobie z tego sprawę! I nie podnoś na mnie głosu! - Taylor wrzeszczy do telefonu. Co za ironia.
Mogę sobie wyobrazić jak rzuca swoją torebką na blat obok umywalki. - Kto ci w ogóle takich głupot naopowiadał? Wszystko mam pod kontrolą. - mówi z wyrzutem.
Boże, proszę, niech ona sobie stąd pójdzie. 
Z swojego miejsca mogę usłyszeć jak facet, z którym rozmawia krzyczy do słuchawki. Musi chodzić o coś naprawdę ważnego.
- Oczywiście, że nie ma przy mnie Harry'ego! Nie jestem idiotką.. - co? Harry'ego?
- Mają spotkanie z zarządem. Wyprosili mnie. - prycha oburzona. Nic nie mogę poradzić na to, że się uśmiecham. - Taa, jest z nimi.. - marszczę brwi w zdziwieniu. Czy ona mówi o mnie? Ale dlaczego miałaby z nim o tym rozmawiać?
- Obyś miał rację. - wzdycha, po czym kończy rozmowę bez słowa. Prostuję się lekko, starając się pozbierać myśli do kupy. O co w tym wszystkim chodzi?
Moje rozmyślenia przerywają jej zbliżające się kroki. Czuję jak serce podchodzi mi do gardła, a dłonie zaczynają się trząść. Automatycznie cofam się na sam tył kabiny, jakby to miało mi pomóc stąd uciec. Ściskam pięści i zamykam oczy, bojąc się tego, co nieuniknione.
Jeżeli ona się dowie, że wszystko słyszałam, już po mnie.
Puka w drzwi.
W moje drzwi.
Przełykam ciężko ślinę, jeszcze bardziej napierając plecami na ścianę.
- Kto tu jest? - moje przerażenie wzrasta, gdy słyszę jej wściekły głos. O mój Boże.
- Natychmiast otwieraj, kimkolwiek jesteś!
Jedno szarpnięcie za klamkę.
Przestaję się ruszać, a nawet wstrzymuję oddech, bojąc się, że zdradzę się w ten sposób.
Drugie. Tym razem bardziej stanowcze.
Zaczynam liczyć do dziesięciu, by następnie podjąć decyzję co robić dalej.
Trzecie.
Biorę głęboki wdech.
- Czy w tej firmie cokolwiek działa jak należy? Jak nie winda, to toaleta.. - mówi do siebie pod nosem, a stukot jej szpilek oznajmia mi, że odchodzi. Trzask zamykanych drzwi wyrywa mnie z otępienia.
Poszła.
Ona naprawdę sobie stąd poszła!
Otwieram oczy, nie dowierzając w swoje szczęście. Opadam z powrotem na deskę klozetową, przecierając dłonią twarz.
Było blisko.
Naprawdę cholernie blisko.

*Zayn*
Wiedziałem. Po prostu wiedziałem, że to się stanie.
Hailey i Harry.
Harry i Hailey.
Moja jedyna, młodsza siostra i najlepszy przyjaciel.
Zresztą niespecjalnie mnie to dziwi. Ciągnie ich do siebie od dnia, kiedy się poznali. 
Całowali się na oczach dziewczyny Harry'ego, która tak naprawdę nie jest jego dziewczyną. Czy to nie popieprzone?
Oczywiście, że tak. Jak ten cały syf z naszym wizerunkiem. Nie ma dnia, kiedy z chłopakami nie żałowalibyśmy, że nie zagłębiliśmy się dokładnie w umowę, zanim postanowiliśmy ją podpisać. Może moglibyśmy pozmieniać wtedy niektóre warunki, jak na przykład to, że chcemy sami o sobie decydować.
W dodatku wciągają w to wszystko naszych najbliższych. Tak jak teraz Hailey.
Zanim zdążyłem zareagować na bezczelność Colemana, Harry mnie uprzedził. Chciałbym powiedzieć, że zrobił to, bo mu na niej zależy, ale niestety.. nie znamy się od wczoraj. Dlatego właśnie boję się, że ją skrzywdzi. To chyba normalne, że tak reaguję.. prawda?
- To wszystko. Jesteście wolni. - Richard zbiera swoje papiery z powrotem do teczki. Nie wiem o czym rozmawialiśmy odkąd Hails wyszła. Szczerze mówiąc, mało mnie to interesuje.
Harry odsuwa z hukiem swoje krzesło i opuszcza gabinet zanim zmienią zdanie.
Podnoszę się z swojego miejsca i także wychodzę bez jakiegokolwiek pożegnania.
Wszyscy wiemy, że mówiąc 'do widzenia' tak naprawdę skłamałbym. Przebywając chwilę z nimi w pomieszczeniu wiesz, że nigdy więcej nie chcesz spotkać tych ludzi, więc mówiąc to wcale nie miałbym na myśli tego, że chcę ich znowu zobaczyć.
Louis, Niall, Liam wychodzą zaraz za mną, a tuż za nimi kroczy Simon. Po jego twarzy mogę zauważyć, że jest wściekły.
- Czy wy oszaleliście? - mówi przez zaciśnięte zęby, by nikt inny nie zdołał go usłyszeć, kiedy znajdujemy się poza zasięgiem gabinetu Griffithsa. - Co to miało do cholery znaczyć? - patrzy po kolei na każdego. - Samo spóźnienie nie powinno się wydarzyć! - huczy, jednak nikt nie zwraca na niego uwagi. Nie tym razem Simon, dobrze wiesz, że Coleman przesadził.
- Niall.. co masz mi do powiedzenia? - sprawa z windą jest chyba najmniej istotną, o którą mógłby się czepiać..
Irlandczyk wzrusza ramionami. Wsadza dłonie do kieszeni jeansów i wpatruje się przed siebie, ignorując go.
- Harry? Zayn? - przenosi na nas swój wzrok. Chyba nie myśli, że będę go przepraszał?
Ruszam w kierunku tylnego wyjścia.
- Dokąd to się..
- Muszę zapalić. - odpowiadam wymijająco, grzebiąc w kieszeniach spodni, by znaleźć zapalniczkę.
- Nigdzie nie idziesz. - syczy w moją stronę.
Tak? To patrz.
- Zayn! Zayn, powiedziałem coś! Wracaj tu w tej chwili! - wywracam oczami na jego słowa, nie zwalniając kroku. Walczę z samym sobą, by nie pokazać mu środkowy palec, gdy wciąż za mną woła, lecz tego nie robię.
Mimo, że często nie potrafi postawić się na naszym miejscu i zrozumieć tego z naszej perspektywy, to i tak mam do niego szacunek. Jest jedną z nielicznych osób, które toleruje w tym całym gównie i niech tak zostanie.


*Hailey*
Odczekuję chwilę zanim otwieram drzwi kabiny, uchylając je jednak wcześniej by sprawdzić czy na pewno sobie poszła. Gdy zauważam, że zostałam sama, podchodzę do umywalek wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Przerażenie powoli znika, a jego miejsca zastępuje ulga.
O co mogło chodzić?
'Wszystko mam pod kontrolą'
'Oczywiście, że nie ma przy mnie Harry'ego!'
'..obyś miał rację.'
Mam mętlik w głowie. Ona ewidentnie coś knuje. I kim jest ten cały Martin?
Czy powinnam komuś o tym wspomnieć?
Nie, oczywiście, że nie.. Przecież Harry by mi nie uwierzył.. Poza tym, co miałabym mu powiedzieć, kiedy sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Tylko bym się ośmieszyła.
Moje słowo przeciwko jej. A to nie brzmi dobrze. 
Patrzę po raz ostatni w lustro, przybierając neutralny wyraz twarzy po czym opuszczam toaletę. Kieruję się w miejsce, gdzie znajdowałam się po raz ostatni. Gdy tam docieram, na kanapie, którą wcześniej zajmowałam siedział Niall oraz Liam, którzy wpatrywali się w przechodzących pracowników. Louis siedział na końcu sofy z łokciem opartym na podłokietniku, by podtrzymać głowę na dłoni.
Podchodzę bliżej, rozglądając się za resztą. Na boku, tuż przy oknie stoi Harry z Taylor, obejmując ją jedną ręką w pasie. Jest odwrócony tyłem do mnie, gdy pochyla się nad nią i mówi coś do jej ucha, na co ta zaczyna chichotać. Czuję dziwne ukłucie w sercu, gdy widzę jak składa pocałunek tuż przy linii szczęki
Czy on jest poważny? Jeszcze przed chwilą robił to ze mną! A ja myślałam, że.. że może..
Boże, jestem taka naiwna.
Louis w końcu podnosi głowę z nad podłogi, zauważając mnie.
- Jesteś.. - mówi z lekkim uśmiechem, lecz gdy podąża za mną wzrokiem zaciska usta w wąską linię. Patrzy na mnie smutno, lecz ja nie jestem w stanie nic zrobić.
Harry odwraca się przez ramię, dostrzegając mnie w końcu. Od razu odwracam głowę w drugą stronę, udając, że tego nie widzę. Biorę drżący oddech.
- Taa, poszłam do to.. - momentalnie przypominam sobie o obecności Taylor, przez co urywam w pół zdania. Czuję na sobie jej wzrok, więc szukam szybko jakiejś wymówki. - Poszłam się przejść. - mówię po prostu, próbując przybrać obojętny ton. Kątem oka widzę, że nawet mnie nie słucha, więc jestem odrobinę spokojniejsza.
- Gdzie jest Zayn? - zmieniam temat.
- Wyszedł na zewnątrz zapalić i czeka na nas przy samochodzie. - dopowiada Liam, więc kiwam głową w zrozumieniu.
- To co? Zbieramy się. - Louis klaszcze w dłonie, stając przy mnie. Niall i Liam także się podnoszą.
- Do zobaczenia potem, skarbie. - Taylor szczebiota, gdy przechodzę obok nich. Zaciskam szczękę, gdy nie jest już w stanie mnie zobaczyć, co nie uchodzi uwadze Louisa, gdy niemal od razu interweniuje, znajdując się obok mnie. Pochyla się lekko przede mną, wskazując ręką na wyjście.
- Panie przodem. - mówi zalotnie. Posyłam mu lekki uśmiech, po czym kieruję się w wskazane miejsce, a on dołącza do mnie.
- Tak, jak mówiłem.. Damy przepuszczam. - kontynuuje pod nosem i wpatruje się rozbawiony przed siebie, udając, że wcale tego nie powiedział. Kręcę głową na boki, także śmiejąc się cicho. On jej nienawidzi.
I mimo, że za każdym razem moje serce pęka na widok tej dwójki razem z niewiadomych mi przyczyn, to Tommo zawsze znajdzie sposób, by mnie rozśmieszyć w ciągu kilku sekund.
Czym ja sobie na niego zasłużyłam? Nie wiem. Ale jest najlepszym, co mogło mnie tu spotkać.



-jeśli przeczytałeś/aś- zostaw komentarz-

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie było mnie tu 2 miesiące. Ale nie to jest najgorsze..
Czuję, że zawieszenie Failure to tylko kwestia czasu. Niestety.
Dlatego nie wiem co robić, bo nie chcę byście musieli czekać w niepewności.
Zawiesić? Czy czekacie wciąż na rozdziały?
Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia co zrobię.
Napiszcie proszę w komentarzu co o tym wszystkim myślicie (zarówno o emocjach po rozdziale, jak i wasze zdanie co do zawieszenia)
Poinformuję was niedługo w Aktualnościach co zdecydowałam.
Kocham Was mocno, pamiętajcie o tym. ♥ x
Ps. Harry to dupek, taaak wiem , haha :)

6 komentarzy:

  1. Jejku ten rozdział jest świetny . Dalej czekam na rozdziały i mam nadzieje że nie zawiesisz tego ff bo jest naprawde świetne :* ^^ @AIMHLarryisreal

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle czekałam i się udało!😍 Rozdział świetny! Tak samo jak cale opowiadanie. ❤ Nie zawieszaj!! Będę czekać na kolejne rozdziały 😏 @kunegunda99

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejuu wreszcie się doczekałam :) Uwielbiam to ff i strasznie by było gdybyś to zawiesiła i to w takim momencie kiedy tyle się dzieje! :D Dla mnie każdy rozdział jest genialny i zawsze czekam na kolejny :) Mam nadzieję że będziesz pisać dalej bo szkoda żeby coś takiego się zmarnowało ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ahggsdhjgfsdghfsasjmhgfadjhgfdjhgashgfsajhgfsajkdgsjahgsjagdhsgfjajds ten rozdział genialny, zresztą jak wszystkie inne ♥
    A co do zawieszenia bloga. Nie możesz nam tego zrobić. Kocham twojego bloga. Jest to najlepsze fanfiction jakie kiedykolwiek czytałam. Nie wyobrażam sobie nawet że możesz go zawiesić. Nie mogę też się doczekać kiedy pojawi się nowy rozdział. Życzę oczywiście dużo weny i czasu na kolejne rozdziały♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga autorko masz ode mnie kopa w dupę. Rozdział jest świetny! Nie mogłam się od niego oderwać, a byłam śpiąca. I ty śmiesz mowić że Ci nie wyszedł?! Boski. Trzyma w napięciu, ekstra wprowadzasz nowe watki fabuły. Właśnie tak wyobrażam sobi Modest, Taylor i te inne rzeczy tłamszący chłopców. Myślałam, że H sie zmieni, a to taki słodki dupek, ale jak go nie kochać? Nie zawieszaj proszę, bardzo lubie poczytać w rzadkich wolnych chwilach twoje dzieło. Masz flow. Serio umiesz pisać. Nawet jak masz pisać raz na 2 miesiące to będę czekać. Widze notkę w aktualnościach, że nie zawieszasz, wiec mam nadzieje, że to ostateczna decyzja. Szkoda, że mało komentarzy, ale podejrzewam, że wie ludzi nie wie jak dobre ff jest tu ukryte, ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest świetny. Przeraża mnie scena w biurze i podoba mi się jak przedstawiłaś członków korporacji. Zawsze wyobrażam sobie ich jako zło wcielone :D Czytam te rozdziały trochę później i mam nadzieję, że nie masz w planach zawieszenia bloga. Ja też ne cierpię Harry'ego za bycie dupkiem, love Martha

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy